fbpx
z Haliną Bortnowską rozmawia Anna Mateja Czerwiec 2014

Twarda mowa

W okresie sfoborowym, podczas nauk rekolekcyjnych wygłaszanych w jednym z kościołów w Katowicach, poproszono mnie o wykład na temat społecznej nauki Kościoła, którą dopiero co zaczęłam poznawać. Przed wygłoszeniem nauki zachęciłam zebranych, by wysłali do mnie uwagi, zanotowane choćby na pudełku od papierosów. No i dostałam takie pudełko ze słowami: „Dziewczynko, ty jeszcze nic nie wiesz…”. Gdy Kościół będzie się za bardzo wymądrzał, też może usłyszeć takie słowa.

Artykuł z numeru

Praca

Praca

„Chrystus był ubogi” – przypominał Jan Paweł II w Szczecinie, w 1987 r., podczas spotkania z alumnami, księżmi i zakonnikami. I chociaż mieliśmy wówczas kolejki przed sklepami, a żywność i benzynę sprzedawano na kartki, duchowni usłyszeli: „Nie można autentycznie głosić Ewangelii ubogim, nie zachowując właściwego dla swego powołania ubóstwa. (…) Musicie być solidarni z narodem. Stylem życia bliscy przeciętnej, owszem, raczej uboższej rodziny. Całkowicie oddani Panu naszemu, Jezusowi Chrystusowi, i Jego Kościołowi (…). Z tego będzie was sądził Bóg i wasze sumienie”. Ile z tego zapamiętał polski Kościół: tak hierarchowie, jak wierni?

To pytanie o to, jak wyglądała recepcja nauczania Jana Pawła II, która – choćby z tej racji, że wszyscy słyszeliśmy, co do nas mówił – powinna być bezpośrednia. Tak się nie stało, może dlatego że pełnia recepcji dokonuje się w działaniu – w ten sposób przypominamy nauczanie, ale już osadzone w konkretach. Nie twierdzę, że tamte słowa nie odbiły się w rzeszach przeżywających papieskie pielgrzymki żadnym echem. Przeczy temu doświadczenie wielu ludzi – ale właśnie: ludzi, bo wspólnoty i instytucje pod wpływem samego słuchania się nie zmieniają. Taki los – niezrozumienia albo zapomnienia – spotkał posłannictwo, które przeżyliśmy o wiele mocniej niż papieskie nauczanie na temat ubóstwa, a mianowicie umieranie i śmierć Jana Pawła II. Wydawało mi się, że ono będzie kamieniem milowym w myśleniu o opiece nad umierającymi i miejscu w społeczeństwie osób, które są pozbawione kompetencji do samodzielnego życia.

Miała się stać naszym udziałem metanoja…

A było przede wszystkim wielkie poruszenie emocjonalne. Najpierw negowaliśmy możliwość śmierci „naszego Papieża”, kiedy czas był na to, by go ostatni raz wysłuchać i pożegnać. Kiedy zmarł, jeszcze w czasie żałoby, zaczęło się budowanie pomników, ale wedle najmniej odpowiednich wzorców – zachowywaliśmy się jak rodzina, która wyżywa się w tym, by temu, z kim się musiała rozstać, postawić drogi nagrobek ponad stan. Zabrakło przypominania i uczenia się tego, co nam pozostawił w duchowym spadku. Zapomnienie dotknęło także problematyki społecznej, przecież niesłychanie ważnej dla autora encyklik Laborem exercens i Sollicitudo rei socialis oraz duchowego orędownika związku Solidarność. Poza szwankującą recepcją trzeba jeszcze przypomnieć, że Kościół nie jest instytucją, w której możliwe byłoby sprawne przeprowadzanie zmian. Od zakończenia Vaticanum Secundum upłynęło już prawie pół wieku, a przecież daleko nam do rezultatów, o których moglibyśmy powiedzieć, że są owocem przeorania kościelnej świadomości. Wciąż uważamy, że jeszcze na wszystko przyjdzie czas… W polskim Kościele nie bez znaczenia jest i to, że nadal rządzą nim ludzie, którzy otrzymali nominacje biskupie nie tylko przed ’89 rokiem, ale nawet przed powstaniem Solidarności. Świadomość, w jak dużym stopniu Kościół jest gerontokracją – a jest nią przynajmniej od XIX w. – pozwala sporo zrozumieć. Choćby to, że młodzi ludzie są kształtowani przez osoby wiekowe, które nieraz uważają, że współczesny świat z jego problemami (którego często nie miały okazji poznać) jest obcy i zagrażający. Skoro tak, mniej zagadkowy staje się też rozwód między twórczą teologią, która rozgląda się na wszystkie strony świata, a Kościołem instytucjonalnym.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się