fbpx
Jarosław Marek Rymkiewicz grudzień 2011

Polskość, czyli wszystko

Co się dla mnie wiąże z pojęciem polskości? Wszystko. Czym jest dla mnie polskość? Wszystkim. Zabrzmiało to jakoś patetycznie, więc zaraz muszę powiedzieć, że w moim rozumieniu nie ma w tym nic patetycznego. Przeciwnie. Wszystko wiąże mi się z polskością i tylko z polskością i to jest moja bieda, nieszczęście, głupota.

Artykuł z numeru

Homoseksualista idzie do nieba

Homoseksualista idzie do nieba

Ja jestem z tego i przez to głupi. Na tę moją głupotę nie ma, niestety, lekarstwa. Przynajmniej ja go nie widzę. Ja po prostu niczego innego nie wiem, nie znam, nie doświadczyłem. A ponieważ nie jestem już młody – pięćdziesiąt dwa lata – więc można przyjąć, że niczego innego nie doświadczę. Jeśli gdzieś coś się wydarza – powiedzmy, jeśli gdzieś ktoś się z kimś bije – to mnie się to zaraz kojarzy z polskością. Nie jest tak – nie o to mi tu chodzi – żebym ja wszystko oglądał i wszystko oceniał pod kątem polskiego interesu. Kiedy, to dla przykładu, Anglicy bili się z Argentyńczykami o Malwiny, to w tym raczej nie było żadnego polskiego interesu. Ale kiedy oni się bili, ja myślałem: – Jak by to było, gdyby to Polacy bili się z Argentyńczykami o Malwiny. Albo gdyby to Polacy bili się z Anglikami o Malwiny. Jak by Polacy zachowywali się w takiej sytuacji i jak by dali sobie z taką sytuacją radę? Co by wtedy z siebie wydobyli? Gdyby w takiej sytuacji się znaleźli. Muszę tu dodać, że Malwiny nic mnie nie obchodzą. Nie jestem nawet pewien, do kogo teraz należą. Wiem, że takie rozumienie polskości jest rodzajem kalectwa. Rzecz w tym, że to nie jest żadne rozumienie. Mnie to jest dane – z góry, czyli przez polskość – od pięćdziesięciu dwóch lat i wiem, że wierzganie, jeśli chciałbym wierzgać, niczego nie zmieni. Gdybym przed pięćdziesięciu dwoma laty urodził się gdzie indziej, to pewnie dane mi byłoby jakieś inne poczucie polskości. Ale urodziłem się tutaj i na to nie ma oczywiście żadnej rady: tak już musi zostać. Niekiedy myślę, że byłoby znacznie milej – znacznie wygodniej urodzie się gdzie indziej. Wiem, że niemal wszyscy niekiedy tak myślą. Czyli to myślenie – że milej jest urodzić się i żyć gdzie indziej – też należy dodać do polskiego poczucia polskości.

Ponieważ wszystko jest dla mnie polskością, nie potrafię powiedzieć na ten temat czegoś sensownego. W kilku zdaniach nie da się powiedzieć czegoś sensownego i wszystkim. Powiem więc też w kilku zdaniach – co myślę o obecnej polskości: tej roku 1987. Co dziś wiąże mi się z pojęciem dzisiejszej polskości. Uważam – chyba wbrew powszechnej czy rozpowszechnionej opinii, że Polacy są dziś w bardzo dobrej kondycji psychicznej czy – wolę to słowo – duchowej. Czyli, mówiąc inaczej, uważam, ze polskość miewa się teraz całkiem dobrze. Nawet za dobrze. Nawet o wiele za dobrze. Naokoło wszystko się wali, więc Polacy powinni być w rozpaczy. Tymczasem zupełnie nieźle – ale podkreślam, tylko duchowo – radzą sobie żyjąc na tym złomowisku. Tak jakby to, że wszystko się wali, umacniało ich –wielka tajemnica Polaków – w ich Polskości. Jak ktoś jest w dobrej kondycji duchowej, to nie ma powodu, żeby go oszczędzać. Polaków należało pewnie oszczędzać w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych: wydaje mi się, że wtedy byli w dość marnej kondycji. Teraz jest pora na to, żeby mówić im rzeczy niemiłe. Jak będzie się ich oszczędzać, to uwierzą – już wierzą – że są wspaniałymi Polakami i że ich wspaniałej polskości nic nie zagraża. A zagraża jej – to przecież wiemy – wiele rzeczy: a przede wszystkim ona sama sobie zagraża. Polskość roku 1987. Czym ona się żywi? Jakie – tak brzmi Panów pytanie – wyobrażenia, stereotypy, skojarzenia historyczne i tak dalej wiążą się dziś z pojęciem polskości? Polskość żywi się dziś przeszłością: oczywiście, swoją. Jej stereotypy i wyobrażenia są stereotypami i wyobrażeniami zaczerpniętymi z przeszłości. Inaczej pewnie być nie może. Treścią tego, co nazywamy duchem narodu, duchem narodów jest zawsze przeszłość: dzieje tego ducha. Rzecz w tym, że ta przeszłość jawi się dziś Polakom – pewnie dlatego są w takiej dobrej kondycji duchowej – jako cos wspaniałego. Wszystko jest wspaniałe. Piłsudski i Dmowski. Kró1 Stefan Batory i kró1 Jan III Sobieski. Wojna roku 1920 i wojna roku 1939. Kardynał Hlond i metropolita Szeptycki. Krajobraz mazowiecki (wierzby) i krajobraz północno-wschodni (żagary). Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego (groźne dzieło) – i Ferdydurke (głupie dzieło). I tak dalej. Jest tu pewien wyjątek – jeden – ale ten przemilczę: nie jest wykluczone, że nawet oni – byli przecież tragicznie rozdarci i tragicznie sami siebie męczyli – znajdą rychło swoje miejsce w dziejach, tych wspaniałych, duchowości polskiej. Pewnie nawet kró1 Popiel ze swoimi myszami – przepraszam za ten głupi żart – wydaje się dzisiaj Polakom wspaniały.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się