fbpx
Anna Borawska styczeń 2012

Podglądanie Czapskiego

W dzienniku Czapski realizował „święty egoizm malarza”: aby twórca mógł być dla ludzi, musi posiadać własny, utajony świat. W ręce niepożądanych czytelników trafił dwutomowy album z reprodukcjami pięciuset kart.

Artykuł z numeru

Kościół. Lewica. Dialog

Kościół. Lewica. Dialog

Malarstwo i pisanie, dwie namiętności Czapskiego lub raczej dwie konieczności, najpełniej spotykały się w prowadzonych przez dziesięciolecia dziennikach. Powstało ich prawdopodobnie blisko 300 tomów, ocalało ponad 270 (przedwojenne kajety przepadły).

Te najważniejsze – ostatnie – zapełniały półkę nad łóżkiem Czapskiego w jego pokoju w Maison-Lafitte, dzisiaj przechowuje je Muzeum Narodowe w Krakowie. Ich liczba przytłaczała Czapskiego w przenośni i zupełnie dosłownie: sypały mu się na głowę, gdy próbował wydobyć pojedynczy tom. Rzadko rozstawał się z zapisywanym właśnie zeszytem. Oddychał i patrzył piórem, ołówkiem, pędzlem. Łapane in flagranti pozy i gesty przechodniów czy znajomych zamykał w dziennikach. Kajety pęczniały od lokatorów: kartek, wycinków z gazet, pocztówek i listów przesyłanych przez przyjaciół.

Cały ten dobytek znaczył czasem drogę Czapskiego po paryskich muzeach i galeriach. Bywało, że pisarz tracił swój zeszyt. „Zgubiłem kajet, więc piszę tu” – notował na wklejonym potem do tomu 7 (1944-45) skrawku papieru. Dziennik wiódł równoległe życie do życia autora. Właśnie teraz rozpoczął on swój kolejny rozdział: w ręce niepożądanych czytelników trafił dwutomowy album z reprodukcjami pięciuset kart.

Dzienniki oglądali dotąd nieliczni. Pojedyncze karty wykorzystywano jako ilustracje do książek i okładek Czapskiego, a także tomiku wierszy Adama Zagajewskiego. Szczęśliwcy mogli zwiedzić też wystawę przygotowaną przez Janusza Marciniaka (oprócz licznych fotografii, eksponowano dwa kajety) oraz małą ekspozycję kilkunastu zdjęć i notatek wystawioną kilka lat temu u krakowskich dominikanów.

Bardzo długo Dziennik był dla nas głównie tekstem. Tak udostępnił go nam sam autor, który traktował go jak brudnopis esejów czy listów (stał się też podstawą Na nieludzkiej ziemi). Nieco później za namową przyjaciół zdecydował się na opublikowanie wyboru z codziennych wpisów, które nazwał „wyrwanymi stronami”. Z tych urywków wyłania się człowiek w trudzie układający się z samym sobą, z czasem, z malarstwem; przyglądający się sobie bez złudzeń, próbujący dociec prawdy. Można o nim powiedzieć, że jest dobrowolnym więźniem malarstwa, pogodzonym chyba z wyrokiem wiecznego poszukiwania. „Mój dziennik jest całymi partiami zupełnie nudny” – twierdził. Nie miał racji.

Podziemna korona

Choć wielu diarystów uzupełniało tekst szkicami, a wielu artystów notowało w swoich szkicownikach, trudno przywołać kogoś, kto robiłby to na taką skalę jak Czapski. Dziennik jest osobnym rozdziałem w jego twórczości.

W eseistyce znajdują swoje odzwierciedlenie fascynacje pisarza. Jego teksty to ruch myśli, bezkompromisowe poszukiwanie istoty kluczowych dla niego spraw i wchodzenie w głąb malarstwa. W tym ostatnim uderza uporczywe dążenie do odtworzenia pierwszego, świeżego spojrzenia, próba złapania „błysku” – momentu, w którym objawia się rzeczywistość. Wobec malarstwa (zresztą słabo u nas znanego) i eseistyki artysty stajemy zawsze uzbrojeni w jakiś portret autora. Z trudem udaje nam się zapomnieć, że wessała go historia, która wyznaczyła mu określone role.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się