fbpx
(fot. Don Fontijn / Unsplash)
z Krystyną Kurczab-Redlich rozmawia Marcin Żyła, Katarzyna Syska styczeń 2010

Putin się nie czerwieni

Dla Putina prawa człowieka oznaczają prawa przyznane obywatelowi dla jego pracy na rzecz państwa. Jest to więc zaprzeczenie ich istoty.

Artykuł z numeru

Świętych wyobcowanie i inne z nimi kłopoty

Prawniczka z wykształcenia, swój materiał dowodowy o przemianach rosyjskiej świadomości zawarła w dwóch książkach: Pandrioszka i Głową o mur Kremla, oraz w filmach dokumentalnych, które realizowała w niszczonej wojną Czeczenii. Czyta i ogląda się je zawsze tak samo: z niedowierzaniem, chęcią wyparcia ze świadomości tragicznych faktów – oraz z podziwem dla odwagi autorki. Ta zaś, nazywana często „polską Politkowską”, spośród wielu nagród najbardziej sobie ceni wyróżnienie przyznane jej przez czeczeńską organizację Echo Wojny – zgłoszenie do Pokojowej Nagrody Nobla.

Złem wcielonym, które spotkała w Rosji, jest dla niej Władimir Putin. To on, jej zdaniem, na powrót zniewolił Rosjan, uprawomocnił przemoc i kłamstwo, spowodował śmierć wielu obywateli własnego kraju. Ostrość tych sądów niech nie przysłoni prawdy najstraszliwszej: każde ze swych oskarżeń Krystyna Kurczab-Redlich popiera dowodami. Bezkompromisowość, ale także własny, oryginalny pomysł na wyjaśnianie świata – to cechy, którymi będziemy się kierować, przedstawiając bohaterów kolejnych odcinków „Rozmów »Znaku«”. Cieszymy się, że zaczynamy od Pani Krystyny.

Od wielu już lat opisuje Pani Rosję z perspektywy obywatelki kraju wolnego i demokratycznego, a w porównaniu z rzeczywistością Wschodu również takiego, w którym po prostu żyje się łatwiej. Dlaczego nie zdecydowała się Pani na pracę w kraju, który odpowiadałby jej nieco bardziej?

Zachód jest mniej ciekawy niż Rosja. Nie ma tam zjawisk, których nie mogłabym wytłumaczyć. A Rosja to cały konglomerat zagadek: ciągłe wyzwanie dla dziennikarza.

Zresztą, to nie ja wybrałam Rosję, ale ona mnie. W 1987 roku przyjechałam do Moskwy, w której pracował mój mąż. W tamtych czasach codziennością Związku Radzieckiego mało kto się u nas interesował. Mnie ona zaciekawiła. Gdy w 1990 roku męża ponownie wysłano jako korespondenta TVP do Rosji zostałam tam kilkanaście lat, czyli jeszcze długo po jego powrocie do kraju.

Z początku był szok: na przykład sklepy warzywne przy Prospekcie Lenina, czy nawet na Arbacie, w których robiło się niedobrze od smrodu. Albo stały, ciężki odór uryny w klatkach schodowych wielu kamienic – mojej też… Poraziły mnie niespodziewane różnice bytowe między – siermiężną przecież wtedy – Polską, a ówczesnym Związkiem Radzieckim, zaskoczyła ogromna różnica w kulturze bycia, którą odczułam zaraz po przejechaniu Bugu. Za tą rzeką jest inny świat.

Powoli pojmowałam, skąd wzięła się ta różnica, powoli docierał dramat historii Rosji dla samych Rosjan: poczynając od najazdu Mongołów, poprzez okrucieństwa Iwana Groźnego, okrutny – niepodobny do europejskiego – feudalizm, a skończywszy na XX wieku, ten naród stale, jakby celowo, utrzymywano na „granicy rozwoju”, by uczynić z niego łatwą do kontrolowania masę.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się