fbpx
Leszek Kołakowski fot. Wikimedia Commons
Leszek Kołakowski fot. Wikimedia Commons
Paweł Śpiewak luty 2010

Kapłan i Leszek Kołakowski

Kapłan pozostaje w pismach Kołakowskiego do końca. Błazen znika. Jego miejsce zajął sceptyk i jego karykatura, wyzwoliciel, demaskator. Kapłan dźwiga ciężar pytań i tradycji, zachowuje i wzmacnia uczestnictwo w sacrum. Ale nigdy nie pozostanie na ziemi sam. Stale towarzyszyć mu będzie „wielki filozof”.

Artykuł z numeru

Nieobecność Kołakowskiego

Filozofia, jak powieść i dramat, ma swoich bohaterów głównych i drugoplanowych. Wszyscy są ważni, choć każdy na swój sposób. Najwierniejszym z bohaterów Leszka Kołakowskiego jest kapłan, za nim idą kolejno błazen, postępowy wyzwoliciel i wreszcie sceptyk. Pozostałe liczne postaci jego opowieści zostawię na boku.

Niegdyś twierdzono, że myśl Leszka Kołakowskiego rozpięta jest między postaciami kapłana i błazna. Pierwszy wierzył i utrwalał wszelkie religijne i świeckie absoluty. Przyjmował je bezkrytycznie. Był konserwatystą z nawyku i potrzeby ducha. Naprzeciw niego stawał błazen – ktoś, kto śmiejąc się, pozostaje najgłębiej poważny. Z natury był demaskatorem i istotą pełną niepokoju. Lubił spór, prawił impertynencje, przeciwstawiał się całemu światu. Błazen wedle Kołakowskiego był oczywiście bohaterem pozytywnym, przedstawionym jako istota obdarzona intelektem, wrażliwością, a do tego odwagą. Nie tylko dlatego, że nie bał się konfrontacji i wpisanego w taką sytuację ryzyka, ale też dlatego że miał w sobie wewnętrzną siłę, by rozpoznawać wokół siebie niesprawiedliwości, złudzenia. A rozpoznając je, bynajmniej nie pragnął wyrównania konfliktów i napięć. Tom esejów Kultura i fetysze (1967) i rozprawa Obecność mitu (napisana w roku 1966, wydana po raz pierwszy w 1972), w które się wczytywałem jeszcze na studiach, są znakomitym rozwinięciem szkicu Kapłan i błazen (publikacja w roku 1959).

W roku 1967 roku ukazał się doniosły, a mało doceniany, szkic ukazujący opatrzoną cudzysłowem postać „wielkiego filozofa” („Wielki filozof” jako kategoria historyczna). Pojawienie się tej postaci wskazuje na to, że do języka teoretycznego wkroczyła nowa perspektywa intelektualna. Nie sposób mówić o wielkim filozofie, nie odchodząc od teorii redukcjonistycznych (w tym marksizmu czy psychoanalizy), jak i powszechnego wówczas historyzmu. Z niezwykłą skrupulatnością i starannością Kołakowski za Karlem Jaspersem przypomniał, że wielkość ma charakter przedmiotowy przez osiągnięcia, „ale staje się prawdą dzięki swojej jednorazowej niepowtarzalności”. Wielkość filozofii odkrywamy, medytując nad wielkimi dziełami filozofów. Nie sposób, powiadał Kołakowski, być poważnym myślicielem, nie podejmując rozmowy z wielkimi ideami wspartymi powagą tradycji, nie przyjaźniąc się z Erazmem z Rotterdamu czy Michelem Montaigne’em. Pisał tak, by w następnym już zdaniu niemal wprost stwierdzić, że rozmowa kapłana z błaznem jest w sumie mało twórcza, bo z tej konfrontacji nie jest się w stanie wywieść tego, co naprawdę ważne i twórcze.

Z pewnością, edukacja historyczno-filozoficzna jest wielu nam bliższa właśnie przez swoją wstrzemięźliwość filozoficzną, nieufność sceptyczną do pozytywnych „systemów”. Jest atoli w owej nieufności jakby chęć ochrony przed „wielkimi pytaniami”, ucieczka od zaangażowania filozoficznego, lęk przed śmiesznością, jakie kryje w sobie wszelka pretensja do rozumienia świata.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się