fbpx
z Ritą Gombrowicz rozmawia Łukasz Tischner maj 2010

„Jestem biednym, polskim diabłem”. Gombrowicz i religia

Boskość młodości to dla Witolda Gombrowicza poczucie pełni sił, zaufanie do własnego ciała. A po młodości ma się zaczynać potworność… To bardzo dziwne.

Artykuł z numeru

Korporacja z ludzką twarzą

Chciałbym porozmawiać z Panią o stosunku Witolda Gombrowicza do religii. Był on oczywiście ateistą, ale choćby w Dzienniku słowo Bóg pojawia się na tyle często, że ten ateizm zaczyna być podejrzany. Ciekawi mnie jego relacja z siostrą – Ireną. Była jedną z najbliższych mu osób, a zarazem najbardziej religijnych, z jakimi się zetknął. Zachowało się kilka ich listów, które pokazują, że jego pogląd na temat religii był bardziej złożony, niżby się to wydawało na pierwszy rzut oka. Jaki był jego stosunek do religijności siostry?

Witold uważał, że jeśli religia może jej pomóc, może nadać sens jej życiu, to powinna przy niej pozostać. W pełni szanował jej światopogląd i był bardzo tolerancyjny. Cechowała go zresztą wielka otwartość na inne światy. Akceptował je, jeśli widział, że są autentyczne. Mówił o Irenie z miłością i szacunkiem. Ze względu na matematyczne uzdolnienia nazywał ją mózgiem rodziny. Ona była bardzo inteligentna i rozwinięta duchowo. Jako starsza o pięć lat siostra w jakimś sensie mu matkowała.

Czytając Dziennik, miałem wrażenie, że kiedy Gombrowicz pisał o Simone Weil, mógł mieć zarazem na myśli Irenę. Pod wieloma względami były podobne.

Tak, całkowicie się z tym zgadzam. Także Irena reprezentowała to, co Witold nazywał „katolicyzmem egzystencjalnym”. Byłam niedawno w Kielcach i rozmawiałam z profesorem Stanisławem Żakiem, który znał Irenę. Wiele pozostaje do zrobienia i zbadania, jeśli chodzi o losy Ireny i Matki. Mówił mi, że Irena była bardzo surowa, nieskora do żartów. Ubierała się na szaro, a matka na czarno. Wszędzie chodziły razem. Wspominał też, że miała bardzo mocny głos. To wielka szkoda, że listy do Ireny i matki zostały zniszczone.

Pod koniec życia Gombrowicz nosił się z zamiarem napisania sztuki o bólu muchy. Ból, cierpienie to chyba najważniejszy temat jego późnej twórczości. W kontekście bólu Gombrowicz bardzo często mówił o diable, diabelstwie – na przykład we fragmencie o konającym psie Dusia Jankowskiego, o ręce kelnera czy o córce Simona. Co mógł mieć na myśli, używając tych pojęć – diabeł czy diabelstwo?

On był człowiekiem przez całe życie cierpiącym. Jako chłopiec cierpiał na egzemę. Kiedy miał lat 54, przeżył w Tandilu bardzo mocny kryzys, niewiele brakowało, żeby umarł. Według mnie ten ból, o którym pisał, to relacja tajemnicy między Bogiem i diabłem. On był bezustannie zaabsorbowany kwestią zła i bólu.

Nie chciałabym wypowiadać się w jego imieniu w kwestii tak delikatnej jak diabeł. Bałabym się, że diabeł wypłata mi jakąś wstrętną sztuczkę! Trzeba jeszcze raz przeczytać to, co Gombrowicz pisze na ten temat w Dzienniku. Tak jak ja to rozumiem, diabeł jest wcieleniem wszystkich postaci zła. A cierpienie psychiczne, jak i fizyczne, wszystkie tortury, jakie istoty ludzkie zadają sobie samym i innym, ogólnie mówiąc – to piekło na ziemi, to obecność diabła, który jest w pewnym sensie odwrotnością Boga. To, innymi słowami, problem, jak wierzyć w Boga po Auschwitz.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się