fbpx
Barbara Szacka kwiecień 2012

Jak opowiadamy przeszłość?

Są dwie opowieści o wojnie. Jedna dotyczy wydarzeń wielkiej historii. Druga mówi o tym, co przeżywali ludzie. Podmiotem tej pierwszej jest naród, drugiej – jednostka. Każda budowana jest wokół innych tematów i używa innego języka. W pierwszej są heroiczne czyny, w drugiej strach i ból.

Artykuł z numeru

Medycyna wygrywa z naturą

Medycyna wygrywa z naturą

Trzy sfery pamięci zbiorowej – historia, media i „ludzkie gadanie”

Trudno pisać o pamięci zbiorowej bez przywołania ogromnego zróżnicowania zjawisk związanych z tym pojęciem. Ich rozmaitość jest w znacznej mierze konsekwencją tego, że stało się ono punktem centralnym nauk humanistycznych i społecznych, z których każda wyposaża go w odmienne treści. W bliskich mi dyscyplinach naukowych mianem pamięci zbiorowej określane są opowieści o przeszłości, które można przyporządkować trzem różnym sferom.

Pierwsza jest sferą historii, profesjonalnej dyscypliny akademickiej, która na podstawie źródeł, uznawanych za wiarygodne wedle obowiązujących w niej kryteriów poprawności warsztatowej, tworzy narracje o przeszłości. Zgadzają się one ze sobą co do opisywanych faktów, lecz różnią się ich interpretacją.

Drugą sferę tworzą opowieści o przeszłości wprowadzane w obieg społeczny przez różne środki przekazu (w tym podręczniki szkolne). Zgromadzona przez historyków wiedza jest w nich upraszczana i dość często instrumentalnie wykorzystywana w artykułach publicystycznych, przemówieniach politycznych, powieściach, filmach i serialach historycznych. Kiedy mówi się o pamięci zbiorowej i czyni ją przedmiotem analiz, ma się zazwyczaj na myśli przedstawienia przeszłości w tej właśnie postaci.

Trzecią sferą są wyobrażenia zwykłych ludzi. Odruchowo przyjmujemy, że wszystkie treści przekazywane publicznie osadzają się w świadomości odbiorców i sądzimy, że badając je, poznajemy, co myślą inni. Tymczasem nic bardziej mylnego. Tylko część komunikatów i informacji dociera do nich i pozostaje w ich umysłach. Reszta jest odrzucana.

Badania ankietowe dotyczące pamięci zbiorowej przeprowadzane w okresie PRL, w latach 1965, 1977 i 1988, wyraźnie pokazały różnice między pamięcią zbiorową zwykłych ludzi i tą przekazywaną przez media. Ujawniły one narastającą rozbieżność między tym, co oficjalnie konstruuje się i przekazuje w publicznym obiegu i tym, co odbiorcy tych komunikatów chcą pamiętać. Pokazały, jak historyczne postaci i wydarzenia wykorzystywane do legitymizacji istniejącego wówczas porządku są coraz bardziej spychane w sferę niepamięci, natomiast pogłębia się i wzbogaca wspomnienie o tych, o których milczano w oficjalnych przekazach.

„Ludzi gadanie” o przeszłości

Moją uwagę najsilniej przyciąga trzecia sfera pamięci zbiorowej, której zasoby określam mianem potocznej. Ma ona dwa źródła i co za tym idzie – dwa składniki. Jednym z nich są przekazy publiczne, których treści są przetwarzane i selekcjonowane – przyjęta zostaje tylko ta ich część, która zgodna jest z odczuciami, wartościami, politycznymi preferencjami i całym sposobem postrzegania świata przez odbiorców.

Badania pamięci zbiorowej przeprowadzane w okresie PRL wyraźnie pokazały silniejszy związek jej potocznej postaci z politycznymi emocjami i światopoglądem odbiorców niż z przekazywanymi w danym czasie informacjami. Dobrym przykładem jest postać Józefa Piłsudskiego, na którego wskazywano w odpowiedzi na pytanie, z jakich postaci w historii Polski mogą być dumni Polacy. W badaniach przeprowadzonych w 1977 r. na warszawskich uczelniach, wśród osób wykazujących się raczej bardzo małą wiedzą historyczną, które ani ze szkoły, ani z oficjalnych środków przekazu nie mogły nic wiedzieć o Piłsudskim, wskazało go 19,6% studentów. We wcześniejszych badaniach z 1965 r. odsetek ten wyniósł zdecydowanie mniej: 12,9%, mimo że trzy czwarte osób biorących wówczas udział w ankiecie urodziło się przed lub w 1930 r. Osoby te przeszły część lub całość drogi edukacyjnej w czasach II Rzeczypospolitej, kiedy to bardzo intensywnie propagowano kult Marszałka, od pierwszych klas szkoły podstawowej uczono wierszyków o Kasztance i Naczelniku, a szczególny nacisk kładziono na poprawną pisownię jego nazwiska. W 1988 r. popularność Piłsudskiego okazała się jeszcze większa, bo wymieniło go 46,5% respondentów z wyższym wykształceniem, badanych w Warszawie i we Wrocławiu.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się