fbpx
Janina Katz wrzesień 2012

Odkrywać całe światy w szczególe

W detalach mieszkają bowiem nie tylko Pan Bóg i diabeł, ale także historia ludzkości.

Artykuł z numeru

Jak przekłady zmieniają Biblię?

Jak przekłady zmieniają Biblię?

Jan Tomkowski, eseista, historyk literatury i powieściopisarz jest człowiekiem łakomym, połyka wszystko, co piękne i warte przemyślenia. A potem podaje nam smakołyki w formie lekkiego, wytwornego posiłku.

Omawiany tutaj tom składa się z dziewiętnastu esejów. Całość jest wycieczką, a raczej podróżą, w rozmaitość kultury i sztuki. Zaczynamy ją od jedzenia, czyli od szkicu Flamandzka spiżarnia, gdzie natrafiamy na opis poziomki. W paru malowniczych zdaniach zarysowuje Tomkowski historię tego mikroowocu w malarstwie i literaturze. Jaki inny historyk sztuki, zastanawiałby się nad różnicą między poziomką Hieronima Boscha a Leonarda da Vinci?

Historia kultury jako ściśle splatany łańcuch. Nie inaczej niż eseje Herberta, teksty Tomkowskiego uczą patrzeć i snuć erudycyjne opowieści na temat oglądanego. Patrzeć całościowo, ale przede wszystkim patrzeć na detale, odkrywać całe światy w szczególe; rozległe pola symboli, ścisłe związki między kulturą duchową i materialną. W detalach mieszkają bowiem nie tylko Pan Bóg i diabeł, ale także historia ludzkości. Nieprzeliczone anioły na główce od szpilki.

W eseju o fajkach dowiadujemy się, że Flaubert, George Sand, Krasiński i Delfina Potocka, a także Słowacki i Norwid oddawali się – podobnie jak sam Tomkowski – nałogowi palenia… Czytając: „Po raz piętnasty albo dwudziesty…” Czarne kwiaty, autor prawie czuje: „w powietrzu aromat mocnego normandzkiego tytoniu”.

W pewnym momencie Tomkowski zamyka Księgę, wychodzi z Biblioteki i wyrusza w podróż. Nie jest eremitą, jak Klein, bohater Auto-da-fe Canettiego. I czasem ma kłopoty z nadmiarem własnych upodobań. Najwyraźniej ujawnia się to w eseju Godzina muzyki, przy którego lekturze doznać można uczucia przesytu. Przesytu zachwytem, nadużywaniem wielkich słów, przesytu delektacją: „Kto chce się ośmieszyć, niech powie, że…lubi Bacha. No bo tego giganta nie można przecież lubić tak, jak się lubi prześliczną zresztą Sonatę skrzypcową d-moll Saint Saënsa. Bacha trudno lubić. Bacha można – czy ja wiem – może czcić?”

I wreszcie Klasztor w Maulbronn. Esej składa się niemal wyłącznie z dygresji, które jak powiada: „są jak boczne niekończące się ścieżki”. Jesteśmy w niemieckim miasteczku, w którym klasztoru już nie ma, za to jest muzeum, a w muzeum koncerty. Oczywiście muzyki można słuchać wszędzie, nie trzeba pielgrzymować do byłego klasztoru. Ale to klasztor, w którym uczyli się, lub tylko przebywali wielcy ludzie filozofii i literatury: Hölderlin, Hesse, Heidegger.

Ten ostatni miał po wojnie chatkę w Todtnaubergu w Schwarzwaldzie, do której, wspomina Tomkowski, zaprosił Paula Celana, żydowskiego poetę z Bukowiny. Na spacerze przerzucają się nazwami kwiatów i roślin; Celan zna ich więcej.

I na tym kończymy lekturę i pisanie. O zaletach esejów Jana Tomkowskiego i jego poetyki dygresji już było. A wady? Pośpiech. Pościg za coraz to nową dygresją.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się