fbpx
ks. Dariusz Oko styczeń 2008

Filozof o modlitwie

Nawet wierzący filozof zajmujący się modlitwą może budzić zdziwienie, protest i negację. Czyż nie są to radykalnie (dla niektórych całkowicie) inne światy? Pewność wiary i (wieczna) niepewność filozofii?

Artykuł z numeru

Czy Pan Bóg sprowadza deszcz?

Rzecz nie do przyjęcia choćby dla takiego „autorytetu” jak Heidegger, według którego warunkiem uczciwego, autentycznego filozofowania jest właśnie brak wiary albo przynajmniej wiara bardzo słaba, właściwie marginalna. Skoro jednak mogą istnieć (tak już uznane) filozofie Boga i religii, to dlaczego nie miałoby być filozofii modlitwy? Filozoficznie nie da się wykluczyć możliwości istnienia Boga, a zatem także sensowności religii i modlitwy oraz ich filozoficznego badania. Dla wierzącego filozofa może to być nawet czymś w najwyższym stopniu sensownym. Stwierdzenie z początku encykliki Jana Pawła II Fides et ratio, iż „rozum i wiara są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki wznosi się ku kontemplacji prawdy”, opiera się na szacownej, znaczącej tradycji filozoficznej.

Do podjęcia takiego zadania prof. Richard Schaeffler jest przygotowany szczególnie dobrze. Po studiach teologii i filozofii przez całe swoje naukowe życie zajmował się pograniczem tych dziedzin, należy do grona najbardziej uznanych filozofów kręgu kultury katolickiej, a jego Filozofia religii (polskie wydanie: Częstochowa 1989) jest jednym z najważniejszych współczesnych podręczników z tej dziedziny. Jeżeli Bóg istnieje i człowiek ma możliwość kontaktu z Nim, to temat modlitwy należy do najważniejszych – nawet jeśli może to wywołać czyjeś zdziwienie. Jeżeli nie traktujemy modlitwy jako najważniejszej rozmowy naszego życia, jeżeli zajmuje ona jakiś margines naszej świadomości (właściwie resztki czasu i uwagi), to nie wynika to bynajmniej z braku znaczenia Partnera, którego w niej spotykamy, ale z naszej słabości i myślowej niekonsekwencji. Tak łatwo traktujemy to, co w istocie najważniejsze, jako nieważne, a to, co w istocie mało ważne, jako bardzo ważne. Właśnie tutaj może przyjść nam w sukurs filozofia – zgodnie z jej najgłębszym powołaniem, z jej fundamentalną funkcją krytyczną i nauczycielską. Może ona, po pierwsze, pomóc nam wyzwolić się z pewnych iluzji i niedobrych nawyków, uczynić nasze życie mniej nieautentycznym oraz, po drugie, może uczyć nas życia bardziej konsekwentnego, w tym także lepszego modlenia się.

Schaeffler z całego przebogatego, wielowymiarowego świata modlitwy wybiera jedno zagadnienie: jej język. Do badania języka modlitwy stosuje osiągnięcia współczesnej filozofii języka, modlitwa jest przecież w końcu także jakimś działaniem językowym. Mówi między innymi o znaczeniu transcendentalnym języka, o funkcji nazywania, o aspektach gramatycznych i pragmatycznych, o sekwencjach opowieściowych, o zdolności do konstytuowania swojego „ja” w akcie modlitewnym. Te obszerne fragmenty jego pracy wymagają pewnego wysiłku rozumienia, szczególnie czytelnika nieposiadającego odpowiedniej filozoficznej wprawy, ale właśnie ten trud jest warunkiem rozwoju. Chodzi przecież o rozwój modlitwy, o lepsze rozumienie tego, co czynimy, kiedy się modlimy. Dzięki temu można na przykład odpowiedzieć na rozmaite obiekcje. Pojawiają się następujące zarzuty: jeśli modlimy się do Boga jako Istoty wszechwiedzącej, wszechmocnej i absolutnie dobrej, to przecież nie ma sensu o niczym Go informować, o żadnych naszych – choćby najważniejszych – potrzebach, bo On i bez tego wie o nich jeszcze lepiej od nas. Podobnie nie ma sensu o cokolwiek Go prosić, bo On i bez tego chce oraz może uczynić maksimum dobra, a zatem jeśli nasza prośba dotyczy tego dobra, zawiera się w granicach Jego zamierzeń, to i bez jej wypowiedzenia będzie spełniona (albo już została spełniona), a jeśli tym zamiarom się sprzeciwia, to On i tak na pewno nie wysłucha jej.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się