fbpx
Sławomir Buryła marzec 2008

Wiedza, która sprawia ból

Tej książki nie można było inaczej napisać. Nie mógł też jej napisać „rasowy historyk”, który dzieli włos na czworo i nie ma odwagi  zaznaczyć wyraźnie własnych racji.

Artykuł z numeru

Zabobon czy źródło wiary? O religijności ludowej

W ostatnich latach ukazało się przynajmniej kilka prac, które traktują o drażliwych kwestiach w relacjach polsko-żydowskich (m.in. Jana Grabowskiego „Ja tego Żyda znam”. Szantażowanie Żydów w Warszawie, 1939-1943, Prowincja noc. Życie i zagłada Żydów w dystrykcie warszawskim pod redakcją Barbary Engelking, Jacka Leociaka, Dariusza Libionki, Polacy i Żydzi pod okupacją niemiecką 1939-1945 pod redakcją Andrzeja Żbikowskiego). Żadna z nich — mimo iż są dziełami uznanych badaczy — nie wzbudziła większych emocji. A co najważniejsze treści w nich zawarte nie przedostały się do świadomości zbiorowej. Strach Grossa, podobnie jak wcześniej Sąsiedzi, już to zadanie wypełnił. Jeżeli więc historia nie ma być li tylko przedmiotem uczonych debat, w których uczestniczą jedynie znawcy zagadnienia, to powinniśmy sobie życzyć, aby powstawały tylko takie dzieła jak Sąsiedzi i Strach. Takie, które potrafią „zmusić” czytelnika do lektury.

Jest jednak i druga strona medalu. Czy przez konfrontacyjną postawę Gross nie zastawia pułapki, w którą sam wpada? Jeśli zgodzimy się co do tego, że jednym z powodów, dla których powstał Strach,była chęć dotarcia do szerokiej opinii publicznej, to nieco mentorski i zadziorny styl Grossa raczej nie pomaga w zrealizowaniu tego celu. Jednakże ze względów, o których wyżej wspomniałem, nie można go zupełnie wyeliminować. Nie idzie więc o to, by całkowicie zrezygnować z retorycznego zacięcia, ale by nieco schłodzić temperaturę prowadzonego wywodu. A że Gross potrafi różnicować i wypowiadać się ostrożniej, przekonuje nas rozdział o żydokomunie („Co ty mi będziesz opowiadał, psiakrew, wszyscy Żydzi są komunistami!”).

Wbrew temu, co sobie wyobrażamy i w czym lubimy się upewnić, przeszłość nie jest czymś, co interesuje jedynie ludzi zajmujących się nią zawodowo. Analogicznie jak prawda, historia nie jest czymś abstrakcyjnym i idealnym, ale stanowi fragment naszego doświadczenia, naszej egzystencji i konstruowanego przez nas obrazu świata. Nigdy nie jest na tyle odległa, by można powiedzieć, iż zupełnie nas nie obchodzi. Zapewne inaczej patrzymy na epokę Karola Wielkiego, a inaczej na — relatywnie bliską — tragedię II wojny światowej. Inaczej też podchodzimy do dzieł, które nie dotyczą naszego kraju, a  inaczej do tych, które o nim traktują, tym bardziej, jeśli naruszają pewne utarte schematy myślowe doniosłe dla tożsamości narodowej.

Gross ma takie samo prawo mówienia o historii jak każdy z nas. Głosy, które zarzucają mu brak odpowiedniego wykształcenia są nieporozumieniem. „Historia jest sprawą nazbyt ważną, by ją pozostawić wyłącznie historykom” — powiada Otto Marquard w Apologii przypadkowości. Przeszłość dawno już przestała być domeną historyków, a oni sami wyłącznymi posiadaczami prawdy. Sentencja Marquarda odsyła do przemian, jakie dokonały się w obrazie historyka — jego kompetencji oraz funkcji. Przynajmniej od czasów tzw. zwrotu etycznego w humanistyce badacz ma możliwość ujawniania swoich poglądów. Coraz częściej też wymaga się od niego wiedzy, która pochodzi spoza własnej dziedziny i sięga do socjologii, filozofii kultury, szeroko pojętej psychologii. To, co w historiografii zachodniej jest coraz częściej dopuszczalne, w naszym kraju automatycznie kwalifikuje się jako marnej klasy publicystykę.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się