fbpx
Paweł Łuków kwiecień 2008

In vitro. Moralność dyskusji i demokracja

Z ogromnym trudem przychodzi nam jako zbiorowości zrozumienie, że prawo stanowione nie musi być ucieleśnieniem całej moralności, a jego rolą nie jest pomagać obywatelom w osiąganiu doskonałości moralnej. Tylko państwo powołane po to, by służyć określonej jednostce, klasie lub grupie wyznaniowej może troszczyć się o dobro takie, jakim sobie je wyobrażają. W państwie demokratycznym prawo może i powinno wyznaczać granice, których nikomu przekroczyć nie wolno.

Artykuł z numeru

Dzieci Boże z probówki. Chrześcijanie wobec in vitro

Z ogromnym trudem przychodzi nam jako zbiorowości zrozumienie, że prawo stanowione nie musi być ucieleśnieniem całej moralności, a jego rolą nie jest pomagać obywatelom w osiąganiu doskonałości moralnej. Tylko państwo powołane po to, by służyć określonej jednostce, klasie lub grupie wyznaniowej może troszczyć się o dobro takie, jakim sobie je wyobrażają. W państwie demokratycznym prawo może i powinno wyznaczać granice, których nikomu przekroczyć nie wolno.

Żeby były godne ochrony, granice muszą być precyzyjnie wytyczone. Granice niewyraźne muszą stać się przyczyną wojen. Dotyczy to zarówno państw jak i prawa. Tam, gdzie zachodzi istotna rozbieżność między zapatrywaniami moralnymi znacznej części obywateli, prawo demokratycznego państwa powinno być ostrożne, by nie rodzić konfliktów i nie zmuszać obywateli do życia wbrew wyznawanym ideałom. Prawo demokratycznego państwa zakazuje tego, co jest absolutnie nie do przyjęcia w życiu zbiorowości. Resztę zostawia sumieniom obywateli.

Ponieważ Polacy rozmaicie oceniają leczenie niepłodności, ustawodawstwo nie powinno wyrażać opinii moralnych jednej grupy światopoglądowej czy wyznaniowej. Gdyby tak było, służyłoby tylko części obywateli. A jednak oczekiwanie, że prawo da wyraz wybranemu ideałowi moralnemu, jest udziałem większości stron biorących udział w ostatnich dyskusjach o regulacji prawnej in vitro. Mało kto dostrzega sprzeczność między dążeniem do zamienienia prawa w ucieleśnienie ideałów moralnych a prawem państwa demokratycznego.

Zamiast ustalić, co przytłaczająca większość Polaków uznaje za niedopuszczalne w leczeniu niepłodności i w manipulacjach na ludzkich zarodkach, a następnie zgodnie z tymi ustaleniami sformułować propozycje ustawodawcze, uczestnicy sporów starają się przekonać wszystkich, że ich własne stanowisko powinno znaleźć wyraz w prawie, ponieważ jest prawdziwe, pewne i nie zezwala na kompromisy.

Trudności ze zrozumieniem funkcji prawa w państwie demokratycznym nie są chorobą endemiczną. Cierpią na nią także autorytety moralne, a więc ludzie, którzy winni odznaczać się szczególną dbałością o klarowność przekazu. Bo przecież od tego, jak jasno i precyzyjnie przedstawią swoje racje, w znacznej mierze zależy to, czy dotrą do swoich adresatów i czy ich przekonają. Dbałości tej nie widać jednak w dyskusjach o tak ważnych sprawach społecznych jak prawna regulacja leczenia niepłodności. Co i rusz słychać wypowiedzi, które w najlepszym razie zdradzają nieporadność pojęciową, a w najgorszym – złą wolę.

Prawa nieistniejących?

W niedawnym liście do parlamentarzystów Rada Episkopatu Polski ds. Rodziny pisze, że „każde dziecko ma prawo zrodzić się z miłosnego aktu małżeńskiego jego rodziców”. Osobliwa to teza. Jeśli rozumieć ją dosłownie, to Biskupi nie mogą mieć racji, a jeśli mieli na myśli coś innego niż napisali, to powinni to powiedzieć klarownie i otwarcie.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się