Dzieciom odbiera się nieskrępowaną ciekawość świata, serwując gotowe, i przez to nudne, produkty zabawkopodobne. Nie pogrążając się jednak w melancholii późnego kapitalizmu, autor zadaje pytanie: jakie taktyki możemy stosować, żeby się temu przeciwstawić? Jak sobie radzić w postrewolucyjnej nowoczesności, na której fundamentalny kształt nie mamy już wpływu? Sięga on do kultury: to w niej upatruje modeli przetrwania, a jednocześnie zachowania Taylorowskiej etyki autentyczności.
Proponuje podążyć tropem trzech figur nowoczesności, trzech wywrotowców, którzy poruszają się w poprzek kulturowego krajobrazu, gdzieś na jego marginesach. To wyrastający z paryskich bulwarów dandys; buntujący się przeciw amerykańskiemu establishmentowi hipster i emblematyczny dla XX w. transgresyjny mutant.
Księżyk tropi genealogie tych figur, zawsze osadzonych w kulturze niezależnej lub praktykach społeczności marginalizowanych: Afroamerykanów, imigrantów, wyklętych artystów, wagabundów, a dziś globalnego, zdeklasowanego prekariatu. Przygląda się tym klasycznym figurom w nowych konfiguracjach, dostrzega, jak się zmieniały i ewoluowały na przestrzeni wieków i dekad: od Baudelaire’owskiego bohatera po data dandy epoki cyfrowej, Białego Murzyna Normana Mailera po dzieciaki przesiadujące na warszawskim placu Zbawiciela, od wielkich innowatorów jazzowych po rave’owych DJ’ów. W swojej podróży po kulturze popularnej sięga do eklektycznego arsenału narzędzi: mitologii, filozofii, Michela Foucaulta czy muzykologii.
Do tej pory w literaturze najwięcej uwagi poświęcano stylistyce dandysa, która zdaniem Susan Sontag reinkarnowała się w latach 60. jako kamp. Jej do dziś stanowiące kulturoznawczy kanon Notatki o kampie wskrzesiły postać dandysa wraz z pojeciem kampu – bezguścia wyrastającego do rangi sztuki. Księżyk również jest zafascynowany dandyzmem, w szczegółach przytacza życiorysy takich ikon jak Marcel Duchamp czy Oscar Wilde, ale i mniej oczywistych buntowników epoki: kompozytora Erika Satie czy prekursora grupy OuLiPo Raymonda Roussela. Peregrynuje przez ulice Paryża i wiktoriańskie posiadłości, by trafić do slumsów Konga i odnaleźć tam nieoczekiwane powtórne wcielenie XIX-wiecznej ikony mody.
Dla czytelnika to właśnie egzotyczne tropy kulturowych figur nowoczesności są najbardziej intrygujące, jak w przypadku afrykańskich korzeni tradycji trickstera-mutanta odnajdowanego choćby w czarnych jazzmanach. Trickster to przechera, La Fontaine’owski szczwany lis, ten, który wiecznie umyka znaczeniom. To figura, którą można podstawić pod biblijną postać Dawida wygrywającego starcie z potężnym Goliatem (tutaj z gargantuicznym mechanizmem rynkowym, opresyjną obyczajowością lub rasizmem) nie dzięki oczywistym przewagom, ale zmyślności, obracając swoje słabe strony w atuty. Przywołując kanon afroamerykańskiej kultury: muzycznych innowatorów, jazzmanów, pisarzy, dziennikarz zaskakująco omija postać chyba najbardziej emblematyczną dla czarnej ulicznej kultury, czyli sutenera, alfonsa, opiewanego w literaturze, folku i filmie, który ze swojej profesji czyni sztukę.