Ale różnica między tymi skrzydłami polega na tym, że podczas gdy prawicowo-katolickie rośnie w siłę, to umiarkowana lewica słabnie, a nisze radykalnie lewicowe uprawiają ideologiczny ogródek bez konsekwencji politycznych, które byłyby porównywalne z wzrastającym znaczeniem prawicy politycznej w polskim katolicyzmie.
Z wyjątkiem (dzisiejszego) Janusza Palikota radykalny antyklerykalizm (i walczący ateizm) nie ma reprezentacji w głównym nurcie polityki polskiej ani szerszego poparcia w kulturowo wciąż katolickim społeczeństwie. Za to prawica polityczna zyskuje poparcie wielu działaczy zorganizowanego katolicyzmu, księży, a nawet biskupów.
Mamy więc do czynienia z asymetrią. Nurt socjaldemokratyczny czy chrześcijańsko-demokratyczny – znajdujący wyraz w tzw. Kościele otwartym – ulega marginalizacji. Jest to zjawisko wyjątkowe w katolicyzmie i chrześcijaństwie europejskim. Uważam, że ze szkodą dla publicznej obecności Kościoła w Polsce. Nie chodzi o to, by ,,Kościół otwarty’’ zajął miejsce obecnie dominującego w moim odczuciu „Kościoła odmowy” dialogu ze współczesnością.
Chodzi o to, by na co dzień w debacie i praktyce społeczno-politycznej katolicyzmu nie występowała dominacja tylko jednej ,,narracji”. W Kościele zdominowanym przez prawicę nie odnajdą się ludzie o ideowej, etycznej i politycznej wrażliwości nieprawicowej i vice versa.
Dlatego pożądane jest odpartyjnienie Kościoła i słusznie episkopat przypomniał o tym przed październikowymi wyborami parlamentarnymi.
Nie sądzę, by głównym zadaniem Kościoła w sferze publicznej i poza nią było ,,formowanie sumień”. Bo co to właściwie znaczy? Sumienie jest pojęciem delikatnym i skomplikowanym. Jednym nakazuje coś, czego z kolei innym ich sumienie zakazuje. Jednemu lekarzowi sumienie nakazuje odmówić pomocy pacjentce, innemu zabrania zostawić ją w dramatycznej potrzebie.
Kościół jest, moim zdaniem, przede wszystkim Franciszkowym oddziałem pierwszej pomocy duchowej – ,,szpitalem”, do którego mogą przyjść grzesznicy, by podjąć próbę terapii, o ile mają taką wolę. Formowanie sumień w rozumieniu Kościoła w Polsce sprowadza się często do prawienia morałów i pobożnych frazesów. Jest też wersja gorsza: pieriekowka dusz na modłę aktualnie obowiązującej poprawności katolickiej. Prawdziwe ,,formowanie sumień” jest owocem czasu i całego życia, doświadczeń i przemyśleń jednostki.
Dojrzałość sumienia rzadko bywa efektem jakiejś doktrynalnej obróbki skrawaniem. Na dodatek niemal codziennie nadchodzą złe wieści z wnętrza samego Kościoła instytucjonalnego. Historie duchownych na różnych szczeblach, którzy sprzeniewierzają się głoszonej przez siebie Ewangelii i złożonym przyrzeczeniom, nie mobilizują wiernych etycznie i religijnie. Mam wrażenie, że w Polsce potrzeba – nie tylko w Kościele – więcej poszanowania autonomii sumienia ludzkiego i więcej pokory w ferowaniu ocen ze stanowiska