fbpx
Arkadiusz Górnisiewicz luty 2020

Blumenberg i spór o teologiczną hipotekę nowożytności

Dlaczego empiryczne z ducha pojęcie postępu, o ograniczonym zasięgu możliwości, z czasem stało się elementem nowożytnych filozofii dziejów wyjaśniającym sens Historii?

Artykuł z numeru

My, rodzice osób LGBT+

My, rodzice osób LGBT+

Do wyraźnego wzrostu zainteresowania zagadnieniem teologicznych korzeni świata nowoczesnego w dużym stopniu przyczyniły się badania nad teologią polityczną Carla Schmitta, mesjanizmem Waltera Benjamina czy problemem teologiczno-politycznym Leo Straussa. Twierdzenie o wielkim powrocie teologii należy uznać jednak za chybione. Można zaryzykować tezę niemal odwrotną: żaden wielki powrót się nie dokonał, ponieważ tak naprawdę nie mieliśmy w XX w. do czynienia z wielkim wycofaniem się. To prawda, że teologia egzystowała nieco na uboczu, zawstydzona powabem neopozytywizmu i innych intelektualnych nurtów minionego wieku. Nigdy natomiast nie zniknęła, o czym można przekonać się, studiując powojenne dzieła m.in.: Jacoba Taubesa Zachodnią eschatologię (1947), Karla Löwitha Historię powszechną i dzieje zbawienia (1949), Erica Voegelina Nową naukę polityki (1952), Ernsta Kantorowicza Dwa ciała króla (1957), Hansa Jonasa Religię gnozy (1958) czy Hansa Blumenberga Die Legitimität der Neuzeit (1966).

Ukazanie się przekładu monumentalnego dzieła Blumenberga autorstwa Tadeusza Zatorskiego (chwała tłumaczowi za podjęcie tego wielkiego trudu!) należy uznać za wydarzenie o dużej randze intelektualnej. Zamiast niemożliwego zadania, jakim byłoby streszczenie tej książki, chcę wskazać aspekt dzieła, który pozwala umiejscowić je na mapie współczesnych sporów o nowoczesność i jej stosunek do chrześcijaństwa.

Blumenberg przywołuje anegdotę, którą Karl Löwith przytoczył w jednym ze swych tekstów. Mowa jest w niej o tym, jak niemiecki filozof Hermann Cohen został przedstawiony znanemu hebraiście słowami: „Dr Cohen, niegdyś teolog, obecnie filozof”, na co wspomniany hebraista Zunz odparł: „Były teolog jest zawsze filozofem” (s. 37). Myśl ta współgra z przekonaniem Löwitha o zależności filozofii, w tym szczególnie filozofii dziejów, od spuścizny teologii, które wyjaśnia teoria sekularyzacji. I właśnie z tym obciążaniem teologiczną hipoteką myśli nowożytnej przy pomocy rozmaitych teorii sekularyzacji Blumenberg polemizuje w swej książce.

Blumenberg wychodzi od obserwacji, że teza o sekularyzacji zdaje się czymś, co jest dość powszechnie akceptowane. Zdaniem Blumenberga mamy jednak do czynienia z nadmiarem sformułowań odwołujących się do zjawiska sekularyzacji. Sam termin był powszechnie stosowany od czasu pokoju westfalskiego i oznaczał przywłaszczenie kościelnego mienia. Należy natomiast odróżnić socjologiczne, filozoficzne czy historiozoficzne użycie tego terminu (np. sformułowanie, że kapitalistyczna etyka pracy jest zsekularyzowanym klasztornym ascetyzmem) od rozumienia potocznego, które wyrażałoby się po prostu w pełnej zatroskania uwadze, że wiara w transcendencję zanika bądź słabnie (co jest zwykle ujmowane w kategoriach ilościowych). Blumenberga interesuje przede wszystkim to pierwsze użycie. Zwraca uwagę, że dla koncepcji sekularyzacji (w tym koncepcji Löwitha, którą Blumenberg traktuje jako swego rodzaju model) znamienne jest ustanawianie jednoznacznej relacji między tym, co pierwotne, a tym, co zsekularyzowane: przekształcenie jednego w drugie jest wyobcowaniem z oryginału i jego funkcji . Przykład: marksistowskie królestwo na ziemi jako świecka wizja chrześcijańskiego Królestwa Niebieskiego. Zdaniem Blumenberga mamy tutaj do czynienia z podejściem substancjalistycznym – zakłada się istnienie pewnej substancji historycznej, która następnie w toku dziejów ulega wyobcowaniu względem swego źródła, stając się czymś określonym mianem „sekularyzatu”. Krytyka substancji historycznej u Blumenberga wiąże się z problematycznością „tego, co oryginalne”, i „tego, co wtórne bądź zsekularyzowane”. Pojęcie to zdaje się zakładać istnienie czegoś w rodzaju niewątpliwego prawa własności do pewnych idei. Aby zilustrować, co Blumenberg ma na myśli, zastanówmy się nad koncepcją Opatrzności: chrześcijaństwo nie jest oryginalnym „posiadaczem” tej koncepcji, ma ona przecież rodowód stoicki.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się