We wstępie do zbioru esejów Życie w rozproszonym świetle Jacek Gutorow definiuje lekturę jako akt hermeneutycznego, ale także egzystencjalnego otwarcia na dialogiczną obecność cudzego słowa, kładąc szczególny nacisk na „moment przekroczenia tautologicznego kręgu czytelniczego »ja« i wyjścia ku innemu tekstowi, innemu językowi, innej egzystencji” (s. 8). Nic dziwnego zatem, że zasadniczą część książki rozpoczyna od hołdu złożonego XX-wiecznej hermeneutyce w osobie Hansa-Georga Gadamera. Gadamer uczy bowiem lektury, która przełamuje własną wsobność, zamkniętość, jednostkowy horyzont i staje się zaczątkiem rozmowy – „nieuprzedzonej i pozbawionej mocnych punktów wyjścia” (s. 15). Monolog interpretatora zmienia się w dialog, ponieważ odsłonięcie obecności ukrytego sensu możliwe jest „wyłącznie w przestrzeni mowy i rozmowy, a zatem w przestrzeni pomiędzy pisarzem / autorem a czytelnikiem / krytykiem” (s. 19). Autor Prawdy i metody udziela także wymagającej lekcji lektury, która nie waha się mierzyć z najbardziej hermetycznymi przejawami mowy. Interpretacje Gadamera to często przykłady trudnego „przebywania na granicy sensu, na jego kresach, w przestrzeni nieoznakowanej, pełnej niejasnych śladów” (s. 24), które jednak, przy dostatecznie intensywnym wysiłku interpretatora, nie prowadzą nigdy do ostatecznego fiaska rozumienia i komunikacji. Może właśnie dlatego Gutorow, choć pełen podziwu dla hermeneutycznego optymizmu Gadamera, nazywa jego poetykę lektury „barwną opowieścią”, „abrakadabrą” (s. 27), dialogiem „zaczarowanym” (s. 28). Gadamer to dla Gutorowa wielki mag lektury, jeden z ostatnich czytelników, którzy mocą wyobraźni potrafili stworzyć w swoich interpretacjach przestrzeń spotkania tekstu i czytelnika.
Język a rzeczywistość
Faktyczne stawki podjętej w eseju o Gadamerze refleksji nad istotą aktu lektury odsłaniają się w dwóch następnych tekstach, poświęconych Ludwigowi Wittgensteinowi. U Wittgensteina porządek hermeneutyczny i porządek egzystencjalny, porządek językowego przedstawienia i „egzystencjalnego dramatu” (s. 68) nie dają się już ze sobą uzgodnić, choć zarazem nie pozwalają się od siebie oddzielić. Ich sekretny związek ujawnia się w sposób negatywny w paradoksalnym geście zaprzeczenia, który wyznacza językowe granice naszego orzekania o świecie. „Panjęzykowość” Gadamera, przekonanie o językowej strukturze rzeczywistości, o tym, że „całe doświadczenie świata zapośredniczone jest przez język” (s. 25), odsłania swoje kłopotliwe, alienujące oblicze. W ujęciu Wittgensteina język jawi się bowiem jako klatka świadomości: „Prawdziwe życie jest gdzie indziej, a nam pozostaje egzystencja w językowym uniwersum, z którego wydostać się nie sposób” (s. 31). Język logiki i świat odwzorowany przez ten język to jedyne, czym dysponujemy, a jednocześnie to, co najistotniejsze, mieści się w nieuchwytnej, niedostępnej nam, pozawerbalnej sferze. Nie jestem przekonany, czy Traktat logiczno-filozoficzny rzeczywiście w negatywny sposób wskazuje na to, co mieści się „poza granicami” języka i czy tym czymś jest jakaś „czysta”, niewyrażalna tożsamość: „życie ogołocone z wszelkich znaczeń” (s. 41), którego Wittgenstein miałby poszukiwać, porzucając uniwersytecką karierę i obejmując posadę wiejskiego nauczyciela. Ta opozycja – odwołująca się do klasycznych wersji dualistycznego pojmowania relacji między językiem a rzeczywistością – wydaje się za mocno zarysowana, zwłaszcza że w swojej interpretacji Gutorow idzie jeszcze dalej, utrzymując, że „niewyrażalne życie” objawia się dopiero w zetknięciu z ostateczną granicą, jaką jest śmierć, „wydarzenie absolutne”, wymykające się językowemu przedstawieniu. Wittgenstein miał się o tym przekonać podczas I wojny światowej, służąc w austriackiej armii na pierwszej linii frontu. To właśnie wtedy zwątpił w sens uprawiania filozofii, porzucając przekonanie, że „przestrzeń logiczna” jest jedynym obszarem ludzkiego istnienia, określającym całość naszego doświadczenia. W późnej twórczości Wittgensteina przestrzeń ta faktycznie ulega „rozproszeniu”, a wraz z nią rozpada się spójny obraz świata, który jawi się teraz „jako chaotyczna zbitka nieredukowalnych różnic i sprzecznych fragmentów” (s. 52).