Historycy od dziesięcioleci zajmowali się zbrodniami Hitlera i Stalina, przez co jeszcze kilka lat temu można było mieć wrażenie, że już niewiele więcej da się na ten temat napisać. I wtedy Timothy Snyder opublikował Skrwawione ziemie, pokazując, że umknęło nam coś istotnego: co to znaczyło żyć i umierać na terenach rządzonych przez tych dwóch ludzi. Autor przywołuje zapomniane historie mało znanych ziem leżących między Poznaniem a Smoleńskiem i choć krytycy twierdzą, że nie wyjaśnił przyczyn masowej zbrodni, to książka i tak trafiła do kanonu. Zadaję tę lekturę swoim studentom, dla których jest ona pouczająca, poruszająca i bardzo wciągająca. Snyder dzięki tej publikacji znalazł się w gronie naszych najbardziej cenionych historyków. Jest przy tym mistrzem słowa, swoją mocną prozą rzucającym czytelnikowi wyzwanie w niemal każdym zdaniu i niestrudzenie zgłębiającym moralne aspekty podejmowanych tematów, wśród których najważniejszy to masowe mordy.
W Czarnej ziemi Snyder znów wraca do Hitlera, ponieważ wierzy, że Holokaust „stanowi wieczny precedens, z którego do tej pory nie wyciągnęliśmy należytych wniosków”. W tym miejscu jednak napotykamy problem semantyczny. „Precedens” to – jak podaje Słownik języka polskiego – „wypadek poprzedzający inne podobne wydarzenie; zdarzenie, rozstrzygnięcie służące za przykład lub uzasadnienie w załatwieniu spraw analogicznych”. Jak więc może być „wieczny”? Wydaje się raczej, że w każdej epoce musimy rozstrzygać na nowo, czy okoliczności są takie, jakie wystąpiły wcześniej.
Okoliczności, które doprowadziły do Holokaustu, to przede wszystkim idee i polityka Adolfa Hitlera, dlatego Snyder na samym początku książki zarysowuje szeroko jego wizję świata. Dla Hitlera historia była niekończącą się rywalizacją ras o „ziemie”, a jedyna możliwa etyka polegała na „wierności wobec rasy”. Narody, które nie rościły sobie prawa do przestrzeni, skazywały same siebie na osłabienie i zanik. Żydzi byli złowrogimi głosicielami międzynarodowej solidarności, którzy podawali w wątpliwość to, czy natura ustanowiła „prawo” samozachowawczości dla Niemców czy kogokolwiek innego.
Skąd ta teza?
Do tego momentu wszystko powinno wydawać się znajome tym, którzy orientują się w poglądach Hitlera. Snyder odchodzi od ustaleń wcześniejszych autorów dopiero wtedy, gdy zaczyna przedstawiać go jako człowieka kierującego się głęboko zakorzenionym pragnieniem przywrócenia „planety” do jej naturalnego stanu, dla którego zagrożeniem mieli być Żydzi. W ten sposób autor dowodzi, że postawa Hitlera wobec Żydów była zasadniczo pochodną jego „światopoglądu ekologicznego”: dla Hitlera „projekt usunięcia milionów Żydów z Europy (…) to część ogromnego przedsięwzięcia odnowy ekologicznej, którego powodzenie oznaczałoby przywrócenie planety do właściwego stanu”[1].