Chochoły: Wigilia (fragment)
Rozmowy wygasały. Ci, co zamilkli, gestami uspokajali innych. Wreszcie zrobiło się cicho i wszyscy znieruchomieli, zgodnie zwracając głowy w jednym kierunku. Rodziło się zgromadzenie. W rogu sali kolumnowej stał wuj Tomasz, wyprostowany, szczupły, wodzący niewidzącym wzrokiem tuż ponad naszymi głowami, jakby oczekiwał naszych twarzy wyżej, jakbyśmy w jego oczach ślepca przewyższali samych siebie. Rośliśmy pod tym spojrzeniem, stawaliśmy na palcach, wbijaliśmy się w niezasłużoną dumę.