Pojawiająca się na ekranie telewizora ikoniczna sylwetka zamku z podpisem założyciela kaligrafowanym zgrabnymi, cieszącymi oko literami od razu wprowadzała w baśniowy klimat i była zapowiedzią świetnej zabawy. Dzisiaj, z perspektywy osoby, która pracuje w branży, nadal jest to dla mnie jeden z lepszych znaków związanych z animacją.
Nieco się zdziwiłem, kiedy dowiedziałem się, że logo powstało prawie 20 lat po śmierci Walta Disneya, a te śliczne litery wcale nie wyszły spod jego ręki. Jak się okazało, wielu pracowników było upoważnionych do składania podpisów w imieniu szefa – na dokumentach, kartkach wysyłanych jako odpowiedzi na listy fanów, a nawet na oryginalnych rysunkach tworzonych do komiksów z Myszką Miki, na których sam Walt nie postawił ani jednej kreski. Charakterystyczny napis, który zna cały świat, bazuje na wystylizowanym (i znacznie ładniejszym niż faktyczne autografy Walta Disneya) podpisie stworzonym przez jednego z jego podwładnych.
Pewnie nie jestem jedynym naiwnym, który brał za pewnik to, że jeśli ktoś rysuje tak dobrze jak Disney, na pewno równie zgrabnie stawia litery i to jego oryginalny podpis jest częścią identyfikacji firmy. Koniec końców, jednak jest to logo i ma swoje zadania do wykonania – musi wywoływać skojarzenia, emocje, angażować odbiorcę i zapadać w pamięć. A trzymanie się faktów i zgodność z prawdą są tu drugorzędne. Tak jak w każdej dobrej baśni.