fbpx
Karl Barth, Erik Peterson grudzień 2019

Listy o konwersji

Korespondencja Petersona i Bartha to historia 40-letniej relacji między dwoma wybitnymi XX-wiecznymi teologami. Jedną z prób dla ich przyjaźni była decyzja pierwszego z nich o konwersji na katolicyzm. Drugi przyjął ją z koleżeńskim zrozumieniem, ale też z wyraźną dogmatyczną dezaprobatą.

Artykuł z numeru

Wierzę, wątpię, odchodzę

Wierzę, wątpię, odchodzę

Rzym / Valle Giulia /

ul. Monti Parioli / Villa S. Francesco,

Sylwester (31 grudnia) 1930 r.

Drogi Panie Barth!

Chciałbym Panu zakomunikować, że w Boże Narodzenie przyjęto mnie do Kościoła katolickiego. Poinformowałem już władze duchowne i administracyjne Kościoła ewangelickiego, że w tych okolicznościach składam rezygnację z tytularnej profesury w Bonn. Będę się starał znaleźć inne stanowisko poza Nadrenią.

Czy mam jeszcze dodawać, że zdecydowanie się na ten krok było straszliwie trudne? Że prawdziwie pokochałem Kościół ewangelicki i że nie przestaję go kochać? Że wielkim ciężarem jest dla mnie świadomość zasmucenia tak wielu ludzi, z którymi byłem związany? Że gorzka jest dla mnie świadomość zerwania więzi wierności? Z pewnością nie ma potrzeby, abym raz jeszcze wyraźnie to podkreślał. Kto mnie chociaż trochę poznał, ten wie, że rozpacz towarzysząca mi w ostatnich latach brała się z beznadziejnych wysiłków, aby odsunąć od siebie Bożą Prawdę, która wymagała ode mnie podporządkowania się.

Wiem, że teraz będą się na mnie oburzać. Jedni powiedzą, że było to wiadome już od dawna, drudzy będą mówić o dwulicowości, a jeszcze inni będą mnie besztać jako niepoprawnego romantyka.

Proszę jednak wziąć pod uwagę, że mam 40 lat, że zrezygnowałem z rodziny, zawodu i pozycji społecznej. Przez 20 lat uprawiałem teologię. Do tego, co zrobiłem, przymusiło mnie własne sumienie, abym mógł uniknąć odrzucenia przez Boga. Kto mnie teraz sądzi, temu należy powiedzieć, że od jego wyroku odwołam się do Sądu Bożego.

Przyjmuję, że w takiej czy innej formie upubliczni Pan w Bonn treść tego listu. Proszę potraktować go równocześnie jako odpowiedź na Pana ostatnie pismo. Pozdrawiam raz jeszcze wydział, z którym byłem związany.

Pozostaję in Christo

 

Szczerze oddany

Erik Peterson

Bonn, 2 stycznia 1931 r.

Drogi Panie Peterson,

Pański list dotarł do mnie pół godziny temu. Chcę Panu na to powiedzieć właściwie tylko jedno: także po decyzji, którą Pan podjął, myślę o Panu tylko dobrze, i że w tej nowo zaistniałej między nami sytuacji odnajduję się nawet lepiej niż wcześniej. Przez pewien czas uważaliśmy, że jesteśmy jednomyślni w trosce o aktualną sytuację ewangelickiego Kościoła i ewangelickiej teologii. Później, gdy odpowiedzi, których na tę sytuację teoretycznie i praktycznie udzielaliśmy, okazały się bardzo odmienne, musieliśmy uświadomić sobie, że różnimy się już w tym punkcie. Pomimo wszystkiego, co w kwestiach naukowych Panu zawdzięczam, nie mogłem zaakceptować pozytywnego kierunku, który, jak dostrzegałem, obrał Pan w myśleniu i działaniu.

Także i teraz absolutnie nie mogę zaaprobować Pana decyzji co do samej materii, której ona dotyczy. Papież jest przecież Antychrystem.

Ta dezaprobata dotyczy jednak zasadniczej postawy, jaką przyjął Pan jeszcze jako ewangelicki profesor teologii. To, co stało się teraz, jest tej postawy konsekwencją, którą ja – jakkolwiek bardzo ubolewam nad tym koniecznym wynikaniem – właśnie jako konsekwencję przyjmuję mimo wszystko z pewnym odczuciem ulgi. Wie Pan przecież, jak mniej więcej rok temu kwestionowałem to, że wydawał się Pan nie chcieć przechodzić od teologii ewangelickiej do teologii katolickiej, lecz do czegoś w rodzaju „pomiędzy” [chodzi prawdopodobnie o list z 15 października 1929 r.]. Również mój ostatni list był jeszcze utyskiwaniem na to, że nie jestem w stanie postrzegać stanowiska zajmowanego przez Pana jako realistycznie odpowiedzialnego. Widzieć Pana w tego typu „pomiędzy” z pewnością podważyłoby w dłuższej perspektywie zaufanie, którym Pana darzę. Pozwolę sobie w tym momencie – od razu wraz z prośbą o wybaczenie – powiedzieć, że wątpiłem, czy na ten uczyniony przez Pana krok ma Pan wystarczająco dużo energii i czy nie za wiele satysfakcji dostarcza Panu pozycja outsidera w stylu Overbecka. Zdobył i stworzył Pan w tej kwestii jasność i cieszę się z tego powodu, aczkolwiek bardzo żałuję, że nie dokonało się to w drugą stronę.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się