Ciekawość: „Jak to funkcjonuje?”, towarzyszy każdemu projektowi dekonstrukcyjnemu. Te najbardziej znane to: demontaż[1] ontoteologii Martina Heideggera, przedsięwzięcie Jacques’a Derridy rozkładającego na elementarne części dzieła wielu wybitnych myślicieli Zachodu (Platona, Hegla i innych), a także projekt Jeana-Luca Nancy’ego, do dziś nieznużenie rozmontowującego nie tylko systemy czy też wybrane koncepty filozoficzne, ale również twórczość artystów, pojedyncze dzieła sztuki oraz przekonania religijne. Mówiąc zaś ściślej Nancy zajmuje się właściwie tylko jedną doktryną religijną: chrześcijaństwem (inne wyznania uwzględnia jedynie marginalnie). Chrześcijaństwo i kultura Zachodu stanowią dla niego pojęcia zasadniczo synonimiczne: „(…) chrześcijaństwo jest nieodłączne od Zachodu: nie jest czymś przypadkowym, co mu się przydarzyło (a co wyszłoby mu na dobre lub na złe), i nie jest również tym, co go transcenduje. Jest ono współpłaszczyznowe z Zachodem jako Zachodem, to znaczy z pewnym procesem okcydentalizacji, polegającej właśnie na swoistej postaci samowchłaniania i samoprzekraczania”[2].
Podobnie jak wielkie dzieła lub systemy filozoficzne, również chrześcijański Zachód domaga się według Nancy’ego dekonstrukcji, czyli de facto analizy, ale wzbogaconej o czynnik dynamizujący, niosący w sobie określoną praktykę – aktywizację powiązanych z Zachodem pojęć i ich transformacje, a tym samym podtrzymanie konceptualnej pracy w obrębie kultury. Przypomnijmy, że dla wszystkich dekonstrukcjonistów ważne jest nie tylko wskazanie na elementy analizowanego agregatu, ale też uchwycenie miejsca styku, który je zarazem łączy i odsuwa od siebie. Podobnie, mówiąc o atomie, możemy rozważać jego funkcjonowanie od strony oddziaływań pomiędzy cząstkami subatomowymi, nie ograniczając się do badań samych tych cząstek. W rozważaniach Nancy’ego nad chrześcijaństwem w rolę takich cząstek wchodzić będą pojedyncze nośniki teologicznego sensu (pojęcia, obrazy, symbole, sceny, gesty lub słowa) nazywane teologemami. Współcześnie ich religijne znaczenie uległo nieomal zapomnieniu. Nancy przygląda się im jednak z uwagą, jak gdyby z zewnątrz ich historii. Nie przybiera jednak pozycji obiektywnego naukowca, lecz obserwatora zaangażowanego, przejętego losem wybranego teologemu i niekryjącego wobec niego swoich uczuć. Przygląda mu się z miejsca i czasu, w których dokonało się już przekroczenie naiwnej wiary, zwłaszcza w procesie emancypacji Rozumu równoznacznej ze „śmiercią Boga”[3]. W istocie jednak to nie Bóg stanowi centrum namysłu Nancy’ego, lecz osobliwy proces wewnątrz chrześcijaństwa, jego samo-się-przekraczanie: „Poprzez »dekonstrukcję chrześcijaństwa« usiłuję wskazać na działanie, które miałoby w sobie zarazem coś z analizy chrześcijaństwa (…) oraz samego przekraczania, przekształcania, z chrześcijaństwa samo-się-przekraczającego, (…) by dać akces do zasobów, które samo odsłania i zasłania. W istocie chodzi o rzecz następującą: chrześcijaństwo nie tylko odsuwa się od religijności i wyzbywa się jej, ale wskazuje w głębi, poza samym sobą, miejsce czegoś, co będzie musiało ostatecznie uchylić się od prymarnej alternatywy teizmu i ateizmu. W rzeczywistości dekonstrukcja ta przepracowuje na różne sposoby wszystkie monoteizmy »religii Księgi«(…)”[4].