Reportaż historyczny Kobiety Solidarności pióra Marty Dzido to niebezpieczna książka. Groźna dla tych, którzy chcieliby, żeby pamięć o pierwszej Solidarności stanowiła jedynie formę uładzonego, sentymentalnego narodowego mitu. Kłopotliwa też dla tych, którzy chcieliby w ruchu społecznym / związkowym z lat 80. XX w. widzieć tylko formę legitymizacji ich późniejszej postopozycyjnej władzy i transformacyjnych form zarządzania staro-nowym państwem. Wreszcie to lektura niewygodna dla wszystkich, których złości słowo „patriarchat” i negują / wypierają ze świadomości prosty a znamienny fakt, że role kulturowe dotyczące płci są przemożnym determinantem historycznym, społeczno-gospodarczym, politycznym. A choć książkę Dzido czyta się lekko, nie jest to treść niezobowiązująca. To subtelne, wyrafinowane przez stonowane podanie argumentów i ukazanie różnych perspektyw oskarżenie pod adresem naszego świata, który powstał na gruzach Polski Ludowej.
Potrzebne będzie szersze odmalowanie tła. Jedną z mało znanych polskiemu czytelnikowi książek, która wprost podejmuje temat praw kobiet w czasach pierwszej Solidarności, jest Walka klas w bezklasowej Polsce Sławomira Magali. Autor ukrywający się pod pseudonimem Stanisław Starski, obecnie profesor zarządzania międzykulturowego na Uniwersytecie Erazma w Rotterdamie, w listopadzie 1981 r. konspiracyjnie przekazał swoją pracę do druku amerykańskiemu lewicowemu wydawnictwu South End Press.
Fenomenalne jest to, że Magala w początkach pierwszej Solidarności podjął genderową tematykę, która przez lata stanowiła w rodzimym dyskursie temat na pograniczu tabu i niszy. A równocześnie połączył ją z wyraziście ukazaną i solidnie przemyślaną perspektywą ekonomiczno-klasową. Interesujący jest również fakt, że tego typu, nowatorską jak na tamte miejsce i czas, analizę przedstawił autor, który nie należy do feministycznego nurtu opowiadania o Solidarności, zatem trudno mu zarzucić ideologiczne okulary.
*
Warto szkicowo omówić rozdział 13. zatytułowany Prawa kobiet. Zacznę od drobnego cytatu: „W Polsce Ludowej nie istnieje ruch wyzwolenia kobiet jako taki, nie istniała też żadna organizacja, która starałaby się osiągnąć cele polityczne poprzez zorganizowanie kobiet w odrębną grupę. (…) Jedynym przejawem wyzwolenia były mocno nagłaśniane przypadki kobiet wchodzących w skład niektórych politycznych organów decyzyjnych. Kobiety zawsze jednak odgrywały w nich rolę pionków. Brakowało zarówno spójnej polityki wobec kobiet, jak i polityki personalnej”.
Magala zwraca uwagę, że w czasach Polski Ludowej dokonała się faktyczna, po części wymuszona specyfiką ustrojową, emancypacja kobiet, szczególnie z niższych i na PRL-owską modłę średnich warstw społecznych. Pierwszym jej źródłem było powszechne uczestnictwo kobiet w ogólnym awansie zawodowym, wynikającym z industrializacji. I tak część zawodów, wcześniej tradycyjnie zdominowanych przez mężczyzn, otworzyło się na kobiety pod naporem podaży pracy. Wszak najpierw spawaczka, a później suwnicowa Anna Walentynowicz była dzieckiem swojej epoki, która w perwersyjny sposób łączyła ład neofeudalny z industrializacją na miarę okołoradzieckiego socjalizmu. Emancypacja kobiet w PRL była też pośrednim skutkiem propagandy państwowej, która głosiła całkowite zniesienie dyskryminacji ze względu na płeć. Jak stwierdza Magala: „(…) to przechwalanie się doprowadziło do większego zaangażowania kobiet, chociaż w żaden znaczący sposób nie zmniejszyło ich obciążenia pracą w domu ani nie zapewniało żadnego spójnego programu ulżenia kobietom w obowiązkach związanych z gospodarstwem domowym”.