Dadaab oznacza „miejsce twardego kamienia”. Do początku lat 90. XX w. było sennym miasteczkiem we wschodniej Kenii, dostrzeganym tylko przez pasterzy i handlarzy. W 1992 r. na przedmieściach rozpoczęto wznoszenie obozu dla uchodźców z Somalii. Trzy osiedla – Dagahaley, Hagadera i Ifo – po zażegnaniu kryzysu miały zniknąć z mapy. Wkrótce napłynęły dziesiątki tysięcy wygnańców, a ich exodus trwa do dzisiaj.
Przybyszami są w większości obywatele Somalii. Na przełomie XX i XXI w. przestała ona istnieć jako państwo. Przekształciła się w szereg autonomicznych tworów zarządzanych przez skorumpowane elity, panów wojny, piratów i radykałów. Według rankingu państw upadłych Somalia od przeszło dekady zaliczana jest do trzech najbardziej dysfunkcyjnych organizmów globu.
Obecnie Dadaab to największy na świecie ośrodek dla uchodźców. Żyje w nim łącznie 300–400 tys. ludzi, podanie dokładnych danych jest mrzonką. Zważywszy, że nieopodal jeziora Turkana w Kakumie ulokowana jest podobna placówka – zasiedlona przez blisko 200 tys. uciekinierów pochodzących głównie z Sudanu Południowego i Somalii – Kenia staje się centrum uchodźczym w Afryce.
O istnieniu Dadaab przypomniano sobie na globalnej Północy stosunkowo niedawno. Aktywiści broniący praw człowieka podnieśli alarm w 2016 r., kiedy to władze w Nairobi zapowiedziały likwidację obozów. Kenijczycy tłumaczyli swoją decyzję przeludnieniem, kurczącymi się zasobami wody, zahamowaniem repatriacji oraz kwestiami bezpieczeństwa. Według Nairobi tak duże i tak słabo kontrolowane skupisko Somalijczyków stanowi przyczółek dla islamskich fundamentalistów z Al-Szabaab. Odpowiadają oni za ataki terrorystyczne w Kenii. W ten sposób władze kenijskie odwołały się do spopularyzowanego w Europie stereotypu łączącego uchodźcę z terrorystą.
Zmiana wymaga kilku zabiegów: przede wszystkim dekonstrukcji statusu uchodźcy w kontekście przemian geopolitycznych, zastanowienia się nad czynnikami przesądzającymi o percepcji Obcych w społeczeństwach zderzających się z migracyjnym tsunami. Ciekawe spojrzenie na te problemy dostarczają: Miasto cierni, reportaż Bena Rawlence’a, oraz Migawki z tradycji uciśnionych, esej filozoficzny Pawła Mościckiego.
Tropiona zwierzyna
Miasto cierni zbiera świadectwa migrantów, osadzając je w barwnej panoramie relacji kulturowych i politycznych w Rogu Afryki. Reportażysta nie stroni od sądów kontrowersyjnych, niepoprawnych politycznie. Migawki z tradycji uciśnionych to erudycyjny esej, analizujący wybrane teksty kultury – głównie sztuki wizualne autorstwa osób funkcjonujących na styku cywilizacji. Obu autorom zdaje się przyświecać znalezienie odpowiedzi na pytania: jak patrzy uchodźca, na co zwraca uwagę, a co marginalizuje; jak należy spoglądać na szukających azylu i w jaki sposób doświadczenie migracji wpływa na kulturę?