fbpx
Karol Maliszewski czerwiec 2012

Światłość poezji #3

Pamięć jest zawodna. To były jakieś błyski czy mgnienia.

Artykuł z numeru

Jak pamiętamy o Żydach?

Jak pamiętamy o Żydach?

1. Miejsce na mapie? Nie mam skojarzeń z samotną, wysoką górą (aczkolwiek coś jest na rzeczy), to raczej dolina zbierająca rzeczułki z wielu stron, a szczególnie z tych, które wiążą się z czymś ryzykownym, nieobliczalnym, awangardowym. Typowy poeta szybko zadomawia się w danym języku, rozpoczynając starania o ten jedyny własny odcień w ramach zastanych struktur i idiomów. Nietypowy zaś, a to zdarza się rzadko, buduje swój świat na niezadomowieniu, wydziedziczeniu, kreśleniu palcem w powietrzu, albowiem wydaje mu się, że nie znajdzie oparcia w automatyzmach zastanego języka. Trzeba więc mieć odwagę i charakter. Bo to tak strasznie być obok, a niby między ludźmi, niby w historii literatury. Miłobędzka to na wspomnianej mapie dolina, oddalona i samotna, a nawet przez niektórych kartografów pomijana, „zaprzepaszczona”. O takich dolinach tylko słuchy chodzą. Bo na co dzień trudno z nimi wytrzymać, przejrzeć do końca, zacytować wzniośle i ku pokrzepieniu, wziąć do łóżka, by poczytać przed snem. Niewygodne to jest, niezręczne, jakby napisane w innym języku, w potencjalności na co dzień nieuruchamianej. Ale jest w tym trudne piękno i poetyckość mgnień, chwil, ułamków obrazu, szczątków myśli, pękniętych fraz. To z tego, a nie z okrągłych zdań, Miłobędzka robi poezję. Z jąkania, westchnienia, z milczenia, bełkotu, z ciśnienia wewnętrznej, intymnej mowy pełnej anakolutów, z błądzenia na pograniczu jawy i snu, na pograniczu uświadomionych chceń mowy.

2. Pamięć jest zawodna. To były jakieś błyski czy mgnienia. „Starać się inaczej – inaczej się starać”, o, to chyba ta pierwsza nauka dla mnie jako początkującego poety, jeżeli czegoś, rzecz jasna, nie zakłamuję teraz w imię pamięci. Potem pociągał mnie ten konsekwentny, wręcz heroiczny outsideryzm. To coś takiego – w uproszczeniu – kiedy się jest po drugiej stronie targowiska (życia, także literackiego) i widzi się nasz światek jak pod mikroskopem. Widzi się ludzkie figurki, w tym własną odartą już z nazw i przyzwyczajeń, imion i ubrań, widzi się sznurki, którymi pociągają niezbyt jawne i niezbyt pewne dłonie. Po krzyku, po zawrotnym pędzie, po konwulsyjności życia, po łapczywości i nienasyceniu pozostaje niedosyt i coś w rodzaju egzystencjalnego kaca. Żeby uporządkować ten bałagan, sporządza się notatkę. W tym przypadku paradoksalną, wieloznaczną, tajemniczą, jakby wyjąkaną. Mówiłem o heroizmie, ale dochodzi tutaj jeszcze trzeźwość, powściągliwość, finezyjne poczucie humoru. A przede wszystkim rygor. Ani słowa więcej, żeby nie wpaść w banał i gadulstwo tak rażące poetkę w młodej poezji. Żeby zatrzymać się w porę, na krawędzi znaczenia, na ostrzu paradoksu.