fbpx
Agnieszka Dziedzic styczeń 2019

Usłyszeć głos matek Kościoła

Emancypantki. Kobiety, które zbudowały Kościół Zuzanny Radzik rozpoczynają się dosyć nietypowo jak na publikację naukową. Autorka przywołuje wspomnienie z młodości, kiedy w reakcji na podanie swojego imienia mężczyźni katolicy oczyma wyobraźni widzieli jej starotestamentową imienniczkę.

Artykuł z numeru

Stoicyzm na nowo odkrywany

Stoicyzm na nowo odkrywany

 Piękną Zuzannę z Księgi Daniela (Dn 13) podglądaną w kąpieli przez starców. Doświadczenie to powtarzało się kilkukrotnie, a chyba nietrudno sobie wyobrazić, jak krępujące musiało być dla młodej dziewczyny. Pesymizm wzmaga jeszcze fakt, że dziwnym zbiegiem okoliczności nikt nie miał skojarzenia z inną biblijną Zuzanną. Tą, która poszła za Jezusem, „usługując, [udzielając] ze swego mienia” (Łk 8, 3). Reminiscencja ta daje Radzik asumpt do twierdzenia, że bierna rola kobiet w naszej kulturze współgra z postrzeganiem i traktowaniem ich przez Kościół. Stąd rozpoznawana i powszechnie znana jest Zuzanna uprzedmiotowiona i zseksualizowana, a nie ta aktywna, podążająca za Chrystusem. To właśnie z powodu niesłyszalności żeńskiego głosu tak niewiele wiemy o pierwszych kobietach, które budowały chrześcijaństwo. By choć po trosze temu zaradzić, w sześciu uporządkowanych tematycznie rozdziałach autorka dzieli się historiami o Febe, kobiecie diakonie, o sponsorkach i fundatorkach, jak Pryska, o apostołce Junii, biblistkach Marceli, Pauli i Eustochium, gorliwie zgłębiających słowo Boże, o męczennicach za wiarę (Perpetua, Felicyta) i w imię obronny dziewictwa, jak Tekla.

Mimo rzetelnej wiedzy, solidnej bibliografii oraz zachowanego rygoru akademickiego już na wstępie widać, że Radzik wcale nie zabiega o rolę transparentnego, obiektywnego badacza. Przede wszystkim jest kobietą i katoliczką, i właśnie na tych fundamentach opierać będzie swoje poszukiwania naukowe. Świadomie nadaje wywodowi bardzo indywidualną – chwilami wręcz intymną – perspektywę, a poprzez odwoływanie się do aktualnych wydarzeń czy doświadczeń pokoleniowych (np. akcja #metoo, przemówienie Natalie Portman podczas feministycznego wiecu w Nowym Jorku) zbliża się do współczesnych odbiorców.

W trakcie lektury z pewnością uwagę zwrócą niekończące się pytania. Na niektóre badaczka daje wyczerpujące odpowiedzi, inne komplikuje, mnożąc jeszcze pytajniki, i tak występujące już w nadmiarze. Z początku może to drażnić i wskazywać na przesadny zabieg, ale kiedy z całą mocą uświadamiam sobie, po jak niepewnym i jedynie szczątkowo zachowanym gruncie porusza się teolożka, dochodzę do wniosku, że zagęszczanie dylematów to właśnie próba wyjścia z opresji zastanych narracji. I w tym spekulacyjnym szaleństwie naprawdę jest metoda.

Radzik cechuje ogromna wręcz dociekliwość, szczególnie podczas docierania do informacji i wyszukiwania przykładów dla poparcia stawianych tez. Rzeczowo nakreśla główne problemy, z którymi borykała się podczas pracy nad książką. Nieco upraszczając, można streścić je w trzech punktach: 1) badacze początków Kościoła w dużej mierze ulegają ideologiom, sięgają po własne (bo dobrze im znane) tradycje i konteksty, grzesząc przez to anachronicznym spojrzeniem na przeszłość; 2) materiał badawczy jest niezwykle mizerny, fragmentarycznie zachowany; 3) znamy go głównie z przekazów i narracji mężczyzn. Warto dodać, że choć sama wyznacza sobie rolę rzeczniczki kobiet, którym chrześcijaństwo naprawdę wiele zawdzięcza, o czym współczesny Kościół chyba nie pamięta, to jednak zawsze pozostaje uczciwa wobec faktów. Nigdy nie idealizuje swoich bohaterek, nie boi się też czynić krytycznych uwag pod ich adresem. Z tego właśnie powodu odnotowuje, że jedna z pierwszych biblistek, Paula, zostawiła córce długi, bo zbyt hojnie rozdawała pieniądze ubogim i Kościołowi.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się