Ludzkiej, czyli tej, która jest dostępna nie tylko naukowcom, ale i zwykłym śmiertelnikom. Jak wiadomo, od parudziesięciu już lat drogi humanistyki i nauki, doświadczenia natury i wiedzy o niej zaczęły się rozchodzić. Zbliżają się do siebie jednak dzięki coraz większej chęci rozumienia nauki, która zwycięża walkę o wyobraźnię także dzięki świetnym popularyzatorom i mediom pozwalającym zobaczyć przyrodę na co dzień niedostępną. Pucek wybiera inną taktykę: pisze z perspektywy całkowicie anarchronicznej, a naturę traktuje jak archiwum, nie tak znów różne od archiwum metafizyki, w którym także porusza się biegle. Siedzibą tych archiwów jest jego zagubiona w lesie chatka, on zaś, z dala od współczesnego świata – jako bibliotekarz i pisarz tego mikrokosmosu – notuje każde poruszenie, jakie w nim zachodzi. Każda ćma i motyl to jednak okazja nie tyle do obserwacji, ile do wycieczki po jakiś staroświecki opis z minionych ksiąg nauki lub mityczną mądrość z odchodzących w zapomnienie duchowych dzieł. Pucek szuka zapomnianych baśniowych światów, w których teksty natury i kultury oświetlały się nawzajem bez zgrzytu, otaczając rzeczywistość poetycką poświatą i wysnuwając z natury nici sensu. W tym sensie jest to pisanie w pełni melancholijne, a otwarte pozostaje pytanie, jak owo archiwum pomóc by miało poznaniu rzeczywistości dzisiejszej.
_
Robert Pucek
Sennik ciem i motyli
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2018, s. 168