fbpx
Piotr Oleksy luty 2018

Wszyscy jesteśmy emigrantami

Polskie wydanie powieści  Dana Lungu trafiło w swój czas. Z niezwykle ciekawej perspektywy opowiada o problemach trawiących rumuńskie społeczeństwo, przy czym żywo dotyka zjawisk, które sami przeżywamy. Okazuje się, że najnowsza historia Rumunów może być również naszą historią.  I to na dwa sposoby.

Artykuł z numeru

Ćwiczenia z uważności

Ćwiczenia z uważności

Dziecięcy świat Radusi wywraca się do góry nogami, gdy nagle jej mama pakuje walizki i wyjeżdża do Włoch. Tak naprawdę Letycję, czyli właśnie mamę Radusi, zmusza do wyjazdu przedłużające się bezrobocie męża. Tak zaczyna się powieść opowiadana z dwóch perspektyw – dziecka, które stało się „eurosierotą”, i matki-gastarbeiterki. Widzimy dwa mikroświaty oddalone o setki kilometrów, jednak nierozerwalne – zarówno poprzez więź matki i córki, jak i te łączące całe społeczeństwo z niezwykle liczną emigracją zarobkową. Oczami dziecka obserwujemy kraj, w którym słowo „transformacja” przez długi czas brzmiało jak niespełnialna obietnica, oraz ludzi, których jedyną nadzieją na lepsze życie są przebywający za granicą krewni. To świat, w którym dzieci z okolicy, zależnie od kierunku emigracji rodziców, dzielą się na „Hiszpanów” i „Włochów” i w którym dziadkowie na stare lata znów muszą wejść w rolę rodziców.

Historia Letycji pokazuje najróżniejsze strony emigracji zarobkowej. Wykształceni ludzie wykonują najprostsze prace, towarzyszy im nieustanne upokorzenie, a spotykani rodacy okazują pomoc równie często jak chamstwo lub nieuczciwość. Tęsknota za domem nie mija, z czasem silniejsze od niej staje się przywiązanie do pieniędzy.

Masowa emigracja zarobkowa na Zachód zaistniała we wszystkich społeczeństwach Europy Środkowej i Wschodniej, jednak w Rumunii przybrała ona naprawdę ogromną skalę. W ciągu 25 lat po upadku komunizmu kraj ten opuściło ok. 3 mln osób. W 1989 r. liczba ludności wynosiła ponad 23 mln, obecnie jest to niecałe 20 mln. Spadek liczby ludności był powodowany również ujemnym przyrostem naturalnym, lecz to właśnie wyjazdy osób w wieku rozrodczym stały się jedną z głównych jego przyczyn. Początkowo Rumuni wyjeżdżali najczęściej do Włoch i Hiszpani, przede wszystkim ze względu na bliskość językową. Z czasem zaczęli wyruszać również do Niemiec, Wielkiej Brytanii i innych krajów Unii Europejskiej, do której Rumunia przystąpiła w 2007 r. Prawdziwy exodus dotyczył ludzi wykształconych – lekarzy, inżynierów, menadżerów. Przede wszystkim lekarze otrzymywali pracę w zawodzie, jednak ogromna liczba emigrantów zajmowała się budowlanką, opieką nad starszymi i sprzątaniem domów lub zbiorami owoców sezonowych. W samej Rumunii emigrantów zaczęto nazywać căpşunarii, co oznacza zbieraczy truskawek, lub stranieri – od włoskiego słowa „obcy”.

To drugie określenie doskonale pokazuje smutny paradoks sytuacji, w jakiej znaleźli się rumuńscy gastarbeiterzy – obcy w kraju, do którego przybyli, stawali się obcymi w swej ojczyźnie. To jeden z najważniejszych wątków powieści Dana Lungu. Rodziny, których członkowie nie wyjechali, zaczynają z pogardą patrzeć na căpşunariistranieri, a Radusia cierpi, gdy w szkole słyszy, że jej mama, za którą tak przecież tęskni, „wyciera tyłki staruchom”. Mężowie, żony i rodzice gastarbeiterów z jednej strony trochę się wstydzą, ale z drugiej – nie potrafią odmówić sobie luksusów i inwestycji w budowę czy rozbudowę domu, pokrywanych z pieniędzy przysyłanych z zagranicy. A w tym wszystkim jest dziecko, które cały ten dziwny świat stara się jakoś sobie wytłumaczyć, choć niestety emocje biorą górę nad dziecięcą racjonalnością.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się