Podróżnik opowiada bowiem o Chinach z lat 80. ubiegłego wieku – świecie kulturowej izolacji, który odszedł na dobre. Ten obszerny reportaż nie razi jednak anachronicznością ujęcia. Wręcz przeciwnie – czytelnik, podążając za autorem, nieustannie zmuszony jest rewidować stereotypy myślowe na temat Chin.
Tym, co najbardziej nurtuje Colina Thubrona podczas samotnej, liczącej ponad 15 tys. km podróży, jest pytanie o skalę okrucieństwa podczas rewolucji kulturalnej pogrążającej kraj w zniszczeniu i chaosie. I choć autor stara się nie oceniać, nie potrafi zaakceptować wyparcia jednostkowego sumienia na rzecz odpowiedzialności kolektywnej, czyli niczyjej.
Reporter z niezwykłą intensywnością odkrywa Chiny. Przemieszcza się przeludnionymi środkami komunikacji masowej, czasem wypożyczonym rowerem lub pieszo. Odwiedza przedszkola i szkoły, śpi w górskich klasztorach, udaje się do pekińskiego biura matrymonialnego, zwiedza lokalne muzea, spaceruje w parkach miejskich, buszuje po podmokłych polach uprawnych, aby odnaleźć miejsce śmierci swojego ulubionego poety Li Baia. Gości nawet w więzieniu i szpitalu psychiatrycznym, uzyskawszy wcześniej stosowne zezwolenia. Jest wszędzie, ale i tak sam przyznaje, że coś nieustannie mu umyka. Między nim a Chińczykami stoi niewidzialny mur – może to kwestia zbyt słabej znajomości mandaryńskiego, a może nieprzekraczalności granic mentalnych.
—
Colin Thubron
Za murem. Podróż po Chinach
tłum. Paweł Lipszyc, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015, s. 448