Koniec wojny bynajmniej nie zapowiadał jednak przyszłych sukcesów Księcia z Laffitte. Przypomnijmy, Giedroyć nie znał czynnie zachodnioeuropejskich języków, jako prawnik z wykształcenia nie miał żadnego doświadczenia z wokandy, a polskie przedwojenne kontakty we Francji czy Włoszech nie otwierały już zbyt wielu drzwi. Jak wielu emigrantów musiał więc szybko odpowiedzieć sobie na pytanie: czy mimo zajęcia Polski przez Sowietów wracać do kraju? Strach przed deklasacją był czymś najzupełniej realnym. A jednak – jak trafnie pisze Sławomir M. Nowinowski – Giedroyć właściwie nie miał wyboru. Polityka była jego żywiołem i trzeba było podjąć ryzyko. Stało się też oczywiste, że jakakolwiek polityka możliwa jest tylko na emigracji. Nie dziwi więc, że swoje pierwsze paryskie biuro – a raczej kąt z łóżkiem i książkami – Giedroyć stworzył w Hôtel Lambert. Tradycja emigracji politycznej nie znała lepszego symbolu, a młody Giedroyć od początku świadom był stawki, jaką podejmuje. Książka Nowinowskiego zdaje relację z tej drogi – od kryzysu osobistego (koniec wojny to dla Giedroycia także rozstanie z żoną), smutku i „wypłakiwania się” aż do stopniowej stabilizacji, szukania „oparcia w sobie”, nie tylko w innych, wreszcie – do rysującego się na horyzoncie celu, o którym, sięgając po książkę, już wiemy, że został osiągnięty – paryskiej „Kultury”.
_
Sławomir M. Nowinowski
Jerzy Giedroyć w 1946 roku
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2018, s. 167