Michał Bardel: Ojcze Profesorze, czy przystoi chrześcijaninowi dopytywać się o sprawy ostateczne? Może raczej powinien zaufać Panu Bogu i zająć się przygotowaniem do śmierci? Bardzo jesteśmy ciekawi, czy Ojciec wejdzie dziś w rolę poskramiającego naszą ciekawość duszpasterza czy raczej dociekliwego teologa…
Jacek Salij OP: To tak, jakby mnie Pan pytał, czy jako dziecko kochałem mamusię czy tatusia. Starałem się kochać oboje. Poważnie mówiąc, poszukiwanie prawdy może biec dwiema drogami – nawiązałbym tu do rozróżnienia Marcela między prawdą jako problemem i prawdą jako tajemnicą. Jeżeli mamy problem, to trzeba go po prostu rozwiązać: jako dziecko mogłem mieć problem z tym, ile nóżek ma chrabąszcz – więc się je policzyło, mamusia pomogła, i już wiedziałem. A tajemnicę trzeba zgłębiać, ona dotyczy prawdy, która nas przekracza. Co nie znaczy, że jest przed nami całkiem zakryta. Jednak poszukiwanie prawdy, która mnie przekracza, która mnie tworzy, dokonuje się nie tylko za pomocą głowy (oczywiście, nie wolno lekceważyć intelektu, on jest ważnym narzędziem!), ale także poprzez całą moją postawę życiową. Rzecz jasna, poszukiwać prawdy można i trzeba wspólnie, nieraz w starciu wzajemnym, w dyskusji, ale bez „poklepywania prawdy po ramieniu”. Do tego poszukiwania należą też odpowiedzi na pytanie, jak różni ludzie widzieli tę tajemnicę – przecież nikt z nas nie jest Bogiem, który miałby wgląd nieomylny w prawdę absolutną.
Kiedy w teologii pytamy o początek ludzkości, o stan świętości bez grzeszności pierwotnej, nie jest to – wbrew pozorom – pytanie o to, jak było kiedyś, ale o to, jaki my obecnie, mimo naszego grzechu, nosimy w sobie zamiar Boży względem nas. To samo dotyczy pytań o życie wieczne. Kiedy chodziliśmy do szkoły czy na uczelnię, to oczywiście myśleliśmy kategoriami przyszłości: jaki zawód wybierzemy, w jakiej specjalizacji się odnajdziemy itp., ale podejmowaliśmy te pytania tak, żeby kształtowały nas tu i teraz. Na temat życia wiecznego możemy wiedzieć więcej albo mniej w zależności od tego, czy dzisiaj otworzymy się na łaskę kochania Pana Boga. Apostoł Paweł w oparciu o swoje ,,dzisiaj” mówił, że on chętnie by już odszedł, żeby być z Chrystusem. I na podstawie owego ,,dzisiaj” – doświadczania tego, że Bóg jest tak zaskakujący, tak bardzo niedający się przewidzieć, iż nas swoim bogactwem nieustannie zadziwia – pisał św. Paweł: „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują (1 Kor 2, 9).
I znów: jeśli wierzymy w zmartwychwstanie ciał, to nie jest to pytanie: jak sobie chrześcijanie wyobrażają, jak to będzie?, tylko: czy w naszym dzisiaj nie jest tak, że Bóg chce wejść ze swoją łaską i w naszej cielesności dokonywać swoich cudów?