Debata publiczna w sprawie udziału polskich sił zbrojnych w operacjach NATO wymaga odpowiedzi na kilka podstawowych pytań.
Po pierwsze, na czym polega polityka bezpieczeństwa w XXI wieku?
Co stanowi o istocie obrony i bezpieczeństwa państw w jakościowo nowej sytuacji?
Po drugie, jakie są kryteria podejmowania decyzji o udziale w operacjach wojskowych państw-członków Sojuszu Północnoatlantyckiego?
Po trzecie, wreszcie, co stanowi o specyfice polskiego zaangażowania w Afganistanie?
***
Operacja w Afganistanie była w czasie Szczytu NATO w Rydze (koniec listopada 2006 r.) tematem nr jeden. Nie było w czasie tej sesji NATO sprawy ważniejszej. Afganistan uważa się za test wiarygodności odnowionego Sojuszu w jego operacjach „poza obszarem” pojmowanym w sposób tradycyjny – to znaczy działań podejmowanych poza terytorium państw członkowskich. Filozofię nowej roli NATO sformułował ponad 14 lat temu Senator Richard Lugar: Out of area – or out of business. Innymi słowy, albo Sojusz będzie aktywny poza transatlantyckim obszarem – albo ulegnie marginalizacji. Nowe globalne podejście jest przyjmowane w sposób naturalny w stolicach wielkich mocarstw – w Waszyngtonie, Londynie a co się tyczy Afganistanu – również w Berlinie. W Polsce świadomość tej nowej rzeczywistości toruje sobie drogę z oporami.
Motywem naszych starań o przyjęcie do NATO było uzyskanie dodatkowych gwarancji bezpieczeństwa i przezwyciężenie odwiecznego polskiego dylematu – „między Rosją a Niemcami”. Jesteśmy od 1999 roku pełnoprawnym członkiem Sojuszu. Jego państwa członkowskie mają nie tylko wspólne interesy bezpieczeństwa ale konsoliduje je również wspólnota wartości. Esencją Sojuszu NATO był i pozostaje art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego z 1949 roku: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
Rozwój wypadków po zakończeniu zimnej wojny sprawił, że interesy bezpieczeństwa państw członkowskich są zagrożone z dala od terytoriów Europy i Ameryki Północnej. Pierwszą poważną próbą dla wartości Sojuszu w XXI wieku był atak terrorystyczny na wieże Światowego Centrum Handlu w Nowym Jorku i budynki Pentagonu w Waszyngtonie 11 września 2001 roku. W dzień później (12 września 2001 r.) państwa członkowskie spontanicznie wyraziły wobec Stanów Zjednoczonych nie tylko solidarność polityczną, ale również gotowość uruchomienia procedury wynikającej z art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego. Sytuacja była nietypowa: zaatakowane zostało największe mocarstwo świata przez Al.-Kaidę, której sztab kierowniczy i dowództwo znajdują się w górach Afganistanu. Reżim Talibów zapewnił Saudyjczykowi Osamie bin Ladenowi optymalne warunki do przygotowania ataku. Było rzeczą oczywistą, ze ten stan rzeczy nie może być przez Sojusz tolerowany. Reżim Talibów został w krótkim czasie pozbawiony władzy. W wyniku wyborów władzę objął prezydent Hamid Karzai. Zdawałoby się, ze powstały warunki do wycofania się Amerykanów i ich sojuszników z NATO. Rzecz jednak w tym, że prezydent Karzai i afgańskie siły rządowe wymagają wsparcia, ponieważ ich władza ogranicza się praktycznie do Pałacu Królewskiego i dzielnicy rządowej w Kabulu. Klęska lub wycofanie sił zbrojnych NATO z Afganistanu oznaczałyby podważenie wiarygodności Sojuszu w skali globalnej. Afganistan jest bowiem klasycznym przykładem państwa upadłego, które nie jest w stanie – bez wsparcia wspólnoty międzynarodowej – kontrolować rozwoju wypadków na swoim własnym terytorium.