1.
Na przeszkodzie stanęła książka , której autorem jest Eugenio Barba. Nosi tytuł: „Kraj popiołów i diamentów”, podtytuł: „Moje lata terminowania w Polsce”. Uzupełniają ją listy – w sumie 26 – od Jerzego do autora.
Eugenio przysłał mi ją niespełna siedem lat temu, zapraszając na uroczystość w Kopenhadze z okazji przyznania jemu i jego teatrowi nagrody Sonninga. Jest to największa nagroda, jaką można otrzymać w Danii – okrągłe pół miliona koron – a przyznawana jest, o ile wiem, twórcom obcego pochodzenia.
Eugenio urodził się we Włoszech w roku 1936. Miał osiemnaście lat, kiedy pod wpływem lektury Hamsuna wyemigrował do Norwegii, gdzie zmywał garnki, pracował na budowie oraz interesował się filozofią hinduską i teatrem. W roku 1961 otrzymał włoskie stypendium na studia w Polsce. Zaczął w Warszawie u Bohdana Korzeniowskiego. Potem zjechał do Krakowa, uwodził co ładniejsze dziewczyny, plątał się. Poznałam go przez wspólnego przyjaciela, Norwega, który również był stypendystą. Kiedy opowiedział mi, że najbardziej interesuje go teatr i reżyserowanie, wysłałam go do Opola. Jerzy miał tam już od dwóch lat swój Teatr 13 Rzędów.
I tak się zaczęło. Przyjaźń i fascynująca współpraca, której książka Eugenia jest dowodem. Ale nie tylko: bez Eugenia nie byłoby Grotowskiego, bez Grotowskiego nie byłoby Eugenia.
Po wyjeździe z Polski, do której zresztą później często wracał, Eugenio wyjechał do Oslo, gdzie stworzył eksperymentalny teatr, Odin Teater, z którym dwa lata później przeniósł się do Danii, do miasta Holstebro, w północno-zachodniej Jutlandii. Odin Teater istnieje już czterdzieści lat, zespół często wyjeżdża za granicę, najczęściej do Włoch i Ameryki Południowej.
Z Jerzym zaprzyjaźniłam się na długo przed przyjazdem Eugenia. Był wysoki, pulchny, z twarzą dziecka, w czarnych okularach i czarnym garniturze. Fascynujący, z ogromnym poczuciem humoru, niezwykle inteligentny. Tłumaczył, dlaczego nie wolno mi zachwycać się Śmiercią komiwojażera, której przedstawienie uważał za podglądanie przez dziurkę od klucza i łechtanie niskich instynktów publiczności. Miał własną koncepcję teatru, którą nie od razu ujawnił. Jego Wiśniowy sad Czechowa był bezbarwny, Krzesła Ionesco zabawne, ale groteskowość przedstawienia wynikała z groteskowości tekstu, nie z inscenizacji. Jerzy nie zaczynał na pustyni: w Krakowie reżyserowali wtedy Jarocki, Kantor, Swinarski, Szajna. Był ciekawy studencki Teatr 38 i Piwnica pod Baranami. Prawdziwą rewolucją teatralną były przedstawienia Kantora. Ale wtedy ciągle działo się coś nowego. Modne zaczęły być archetypy i Jerzego fascynacja tyleż Stanisławskim, co Jungiem, szalenie mi imponowała. Dopiero później poszły w obieg terminy „teatr apoteozy i poniżenia”, „teatr ubogi”, fanatyczny nacisk na fizyczną, wręcz akrobatyczną, sprawność aktorów, filozofia hinduska i praktyki jogów.