Metafizyczna poezja barokowa niestrudzenie krąży wokół tematu marności człowieka i świata. Porównuje doczesną egzystencję do sennej mary, cienia, bańki wodnej, piany, trzciny, pierza, pajęczyny, popiołu, motyla, łódeczki na wzburzonym morzu i stale przypomina o prochu i glinie, marnej materii, z jakiej jesteśmy zrobieni. W pewnym momencie w repertuarze marności obok bytów naturalnych pojawia się szkło i porcelana, wytwór ludzkich rąk.
Kasper Miaskowski pisze wiersz Na śklenicę malowaną:
Popiół śkło, choć je farby malują,
gdy sztuki w hucie nim wyprawują.
(…)
Ale cóż po tym? Śklenica snadnie,
niż się napijesz, z rąk ci wypadnie,
a on spaniały kryształ w perzyny
poszedł, ostatek dym niesie siny.
Popiół śkło, ale i popiół człowiek,
(…)
Miejsce srebrnych i złotych kubków i czarek stopniowo zajmują mniej lub bardziej kunsztowne wyroby ze szkła, miejsce srebrnych, złotych i cynowych talerzy i półmisków – wyroby z fajansu i z porcelany, najpierw sprowadzane, potem produkowane w polskich manufakturach. Złożyły się na to zawiłe i zazębiające się mechanizmy techniki, ekonomii, użyteczności i zabiegów o skuteczne demonstrowanie własnej pozycji społecznej. Jarosław Dumanowski w książce Świat rzeczy szlachty wielkopolskiej w XVIII wieku przedstawia zmianę stylu życia, jaka się wówczas dokonała. Zmiana polegała z grubsza na przejściu od wzorca rycersko-wojowniczego do wzorca arystokratycznego. Nie żeby od razu wszyscy przeszli na ten nowy styl życia, ale zmienił się system wartości i aspiracji. Po jednej stronie – przywiązanie do dawności, kultywowanie tradycji, po drugiej – głód nowinek, kultywowanie sztuki życia, zamiłowanie do komfortu. Po jednej stronie przedmioty trwałe – z reguły trwające dłużej niż życie ich właścicieli i właśnie dlatego cenione. Po drugiej – przedmioty nietrwałe, zastępowane coraz to nowymi. Po jednej stronie raczej dziedziczenie, po drugiej raczej zakup, wydatek, i to z konieczności powtarzający się. Symbolicznym wykładnikiem tej zmiany może być zastawa stołowa.
Wyroby ze szkła, fajansu i porcelany są powabne, przejrzyste, błyszczące, mienią się kolorami i można im nadać fantastyczne kształty. Są tajemniczym cudem techniki, atrakcyjną nowinką, której posiadanie świadczy o statusie właściciela. Najpierw są rzadkie i drogie, w miarę postępu technicznego rozwarstwiają się na masową produkcję, stosunkowo tanią, i oryginalne, wymyślne, kosztowne cacka z pracowni mistrzów. W każdej postaci są jednak rozpaczliwie nietrwałe. Kubek srebrny albo cynowy był sztuką solidną i wytrzymałą, a jeśli został uszkodzony, można było go przetopić i z tego samego surowca wykonać kolejny trwały przedmiot – jedna bryłka kruszcu z łatwością obsługiwała wiele pokoleń. Przy biesiadach srebrny puchar wędrował swobodnie z rąk do rąk i znakomicie umacniał więzi. Ze szkłem i porcelaną trzeba było obchodzić się ostrożniej. Sprzyjały subtelniejszym manierom, stonowanym gestom i zasadzie, że każdy z biesiadników używa naczynia przeznaczonego tylko dla niego, co oznaczało koniec dawnej wspólnoty stołu. Raz stłuczone, nie nadawały się do recyclingu. A mimo wysubtelnienia manier tłukły się, bo przecież były kruche, a w dodatku, przy ówczesnej technologii, źle znosiły gwałtowną zmianę temperatury i pękały od gorących potraw.