Wracam do rytmu kościelnych przywołań, aby podzielić się błyskiem intuicji i znów porozumieć z ludźmi, dla których rytm przywołań i kontaktu z tajemnicami wiary jest ważny (nasze porozumienie zaczęło się od rekolekcji w „Tygodniku Powszechnym”, kiedy odkryłam swój związek z „ludźmi Adwentu”).
*
W tym roku noc wielkopiątkowa i cała Święta Sobota stała się dla mnie świętem „powszechnego zbawienia”, wszechogarniającego ratunku. Przemówiła ikona Zmartwychwstania. Jezus zstępuje do otchłani – dzięki swej prawdziwej śmierci, dzięki ciału złożonemu w grobie, dzięki najzupełniejszemu uniżeniu, z woli Ojca, w jedności z Ojcem, wraca do Ojca, wiodąc za sobą ludzkość w postaci jej prarodziców.
Czytam ikonę nieudolnie, bo jak dziecko – nierozpoznające znaków-liter, tylko słuchające i powtarzające, co czyta ktoś starszy.
Ruch Zmartwychwstania jest ruchem zstąpienia Życia w otchłań, by ją napełnić. To najbardziej odpowiada tęsknocie; jej okrzykowi, wyznaniu wiary: Jezus żyje! To jest treść spotkań w ogrodzie cmentarnym, w Wieczerniku, nad jeziorem przy ognisku. Ta treść rozszczepia się w naszym przyjmowaniu na kolejne wydarzenia, wydarzenia paschalne, światła Paschy Pana.
*
Noc z Wielkiego Piątku na Świętą Sobotę. W Kościele – ucałowanie Krzyża i modlitwa za świat, od tego Krzyża widziany jako coraz szersze kręgi do ogarniania dobrymi życzeniami, pragnieniem, by były zaspokojone tęsknoty, wypełnione miejsca puste, obolałe z powodu krzywd, doznanych i wyrządzanych.
Świat! – Kto?
*
Dni kwietniowe
Chrześcijanie i Żydzi idą razem na Umschlagplatz. Nie pierwszy raz. W tę niedzielę 2000 roku Stanisław Krajewski przypomniał na początku: „tylko modlitwa” – żydowska i chrześcijańska.
Kroki stawiamy razem, choć nierównym rytmem, bo są starzy i młodzi, i dzieci. Warto byłoby te kroki liczyć, unikając liczenia ludzi. Każdy z idących jest inny, tymi krokami wypowiada coś, co go łączy z tym właśnie pochodem, coś bez nazwy, bo do nazywania to się nie nadaje; nazywać TEGO nie uchodzi. Trochę podobnie, jakby śladem nienazywalności Tego, z kim usiłujemy rozmawiać w tym pochodzie – albo nawet nie usiłujemy. Pełni lęku, onieśmieleni, liczymy się z tym, że – może? – patrzy na nas i w nas, obejmuje niewysłowionym spojrzeniem.
Haszem.
*
Czy wspólne są nam słowa psalmisty, a nie-wspólna modlitwa Jezusa podpowiedziana uczniom? W czym się zakotwicza wspólność, bez niczyjej ziemskiej wiedzy czy licencji? W sercu? W oddechu? W krokach? W nich najbardziej czy raczej – najprościej.
Nieskładny pochód – takim jest rzeczywiście życie i dzięki temu pochód pod ścianę śmierci jest obrazem „Ludu w Drodze”, tajemniczej drodze rozpoczętej Paschą-Przejściem Pana.
Idąc tędy, pod pękniętą Ścianą rozpaczy, nie tracić wiary, że Haszem będzie Wszystkim we wszystkich. Chyba musimy wierzyć w to, jeszcze każdy z osobna, anonimowo – bo nawet „teistami” nie wszyscy chcielibyśmy się nazwać. Ale stawiamy swoje kroki jednak w tym właśnie pochodzie, w którym obiecana jest tylko modlitwa, a więc jakiś rodzaj wytęsknionej wolności.