fbpx
Halina Bortnowska wrzesień 2007

***

Skończyło się oblężenie. Miasto z początku bez prądu, bez wody. Już zaraz też zimno. W październiku pierwszy śnieg. Za mało, by zbierać. Stoję z wiadrem w kolejce do pompy. Wiem już, że na powierzchni trzeba położyć gałązkę, żeby woda się nie wychlapywała. Upieram się, że nabiorę pełne wiadro, chociaż jestem mała. Powoli niosę to wiadro. Jakiś chłopak mnie popycha, ale broni mnie syn sąsiadki: „Nie rusz, ona z mojego podwórka”. Potem razem biegniemy za konną platformą, z której czasem spadają kawałki węgla. Zbieramy je, potrzebne, by podpalić pod płytą. I jeszcze kawałki asfaltu.

Artykuł z numeru

Milczenie świata. Mass media wobec ludobójstwa

PIERWSZY SIERPNIA

Przed kolejną rocznicą Powstania Warszawskiego ciągle mnie ktoś pyta o wspomnienia – na starość zostałam „dzieckiem Powstania”. Nie podoba mi się ten tytuł. Jest on może odpowiedni dla tego chłopczyka, o którym mówi film Powstanie zwykłych ludzi – on urodził się 1 sierpnia jako syn powstańczego żołnierza i jego osiemnastoletniej żony. Przeżył dzięki matce i dzięki dzielności dobrych ludzi. Ona i ja pamiętamy, opowiadamy; możemy zabrać głos jako córki naszych matek i może istotnie jako dzieci Warszawy, gdziekolwiek przyszłyśmy na świat (ja w Toruniu) – nasz los był w tamtym czasie cząstką losu Warszawy.

Młody fotograf pragnie zrobić piękne zdjęcia dawnym dzieciom warszawskim dziś wspominającym swój los. Twierdzi, że redakcja „Przekroju” chciałaby mieć nasze zdjęcie pod pomnikiem „Mały Powstaniec”. Mówię, że tam nie pójdę. – Dlaczego? – pyta pan Marek. – Bo mnie ten pomnik wścieka.

Powinnam raczej powiedzieć: wkurza. W ogóle czuję, że mówię staroświeckim językiem.

Panu Markowi czasownik „wściekać” (kogoś) bardzo się podoba. Chce jednak bliższych wyjaśnień. Co tak na mnie działa? Dość trudno wytłumaczyć. Kierunek wskazują słowa: „patos”, „fałsz”, „nieprzyleganie do przeżyć”. Na pewno jakiś rodzaj wstydu wobec przejawu „ojczyźnianości”. Nie u dzieci, którym udało się być z walczącymi, pomagać im i towarzyszyć, lecz u autorów takiej koncepcji pomnika. Nie zdobyłam się dotąd na wizytę w muzeum poświęconym Powstaniu; wciąż mam to tylko w planie. Myślę o dziecku z Groznego, które tam zbladło, zmartwiało i szepnęło nauczycielce, że to tutaj wszystko prawda, jak tam, u nich. Mały Asłanie, ja też pamiętam.

Gdybym odwiedziła to muzeum, dowiedziałabym się dużo nowego. Bo uczestnicząc w wydarzeniu historycznym, doświadcza się tylko tego, co się wiąże z własnym drobnym wątkiem. Rzadko się zdarza panorama – taka jak panorama płonącego miasta widziana z Zieleniaka, nocą wyraźniejsza, różnobarwne płomienie silniejsze od dymów. A tak widzisz tylko kilku żołnierzy niemieckich polewających płynem łatwopalnym wejście do klatki schodowej, skąd przed chwilą wyszłaś, skręcające się dzikie wino, trzask, strzały.

Nie chcę dalej tego filmu, za dużo rzeczy ponurych i strasznych nawet w jednym wątku. Jak się więc zdobyć na oglądanie całej ekspozycji? Ludzie to robią i chwalą doświadczenie.

Wszystko zależy od tego, co oglądanie czegoś może w nas uruchomić. Najbardziej bym chciała, by było to współczucie dla Asłana i innych dzieci z miejsc oblężenia. To współczucie nie musi być bezsilne, jest możliwa jakaś szeroka skuteczność skierowana ku temu, by „więcej nie”. I ku tworzeniu miejsca na świecie dla tych, którym się wszystko spaliło.

*

Co dla mnie wynika z tych doświadczeń przeżycia Powstania? Lepiej to sama zapiszę, mając tu miejsce, ciszę wokół siebie, pianie koguta. Bo nad tym warto się zastanawiać wiele razy (ten jest nie pierwszy). To chyba prawda, że właśnie przez to nigdy później nie byłam tak sobie po prostu „małą patriotką”, grzeczną dziewczynką i „dobra Bozia” nie miała do mnie przystępu, raczej „pióro z ognia”, jak u Słowackiego. Rzecz jest w wymiarach. Tym ważniejsze staje się robienie czegoś, co ma sens, pomimo wszystko; tak pewny sens jak najprostsze usługiwanie dziecku czy umierającemu.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się