Na pewno żyjemy w czasach antyutopii. Po straszliwych doświadczeniach XX-wieku nie mamy już chyba ochoty dalej majstrować przy przyszłości, bo na własnej skórze poznaliśmy, do jakich nieszczęść prowadzą lekkomyślne eksperymenty. A jednocześnie wiemy – jak nigdy dotąd w dziejach – że możliwości ludzkie są ograniczone, a zasoby bliskie wyczerpania. Dlatego wyobraźnia śpi, a kiedy się obudzi, jest przeganiana do sfery prywatnej. Od spraw zbiorowych jej wara; nie damy się nabrać na kolejną wersję „nowego wspaniałego świata”, gdzie wkrótce zobaczylibyśmy drugą stronę bramy ozdobionej napisem „Arbeit Macht Frei”, a w najkorzystniejszym razie nadzorowany przez tajniaków niedobór i nudę. Nie marzymy już o lepszej przyszłości ani – tym bardziej – o idealnym ustroju. Przyszłość będzie mniej więcej taka jak teraźniejszość, oby nie była gorsza. Na pewno komputery będą szybsze, telefony komórkowe jeszcze zabawniejsze, a samochody wygodniejsze, ale wzbraniamy się pomyśleć o tym, czy nasze życie mogłoby być lepsze? Owszem, człowiek nie potrafi żyć bez marzeń, marzymy więc o forsie, podróżach, eleganckim samochodzie, pięknym domu, ciele ponętnym i sprawnym, bo udoskonalonym przez chirurga plastycznego albo innego szarlatana. Dzisiejsze utopie są płaskie i narcystyczne, marzenia limitowane. Lepszą przyszłość proponuje nam najwyżej reklama pod warunkiem natychmiastowego zakupu polecanego przez nią produktu. Ideologia umarła, a politycy niczego już od dawna nie proponują, nigdzie nie wiodą. Są zresztą – jak to w demokracji – przeciętniakami, a nie przywódcami. Ich polityka sprowadza się do telewizyjnych gestów, kosmetycznych korekt i unikania prawdziwych zmian.
WYGODNE SZARAWARY
Ale przecież rozmaicie nazywana – zawsze z nadzieją opisywana – wyspa Utopia towarzyszyła ludziom dużo wcześniej nim u zarania czasów nowożytnych nadał jej kształt Tomasz Morus. W starożytności umieszczano ją w zamierzchłym „złotym wieku”, kiedy ludzie byli równi bogom, a przynajmniej mocniejsi, piękniejsi i lepsi niż dzisiaj. Ale do tych czasów doskonałości, obfitości i pokoju nie ma już powrotu, podobnie jak w przypadku chrześcijan do raju: zgrzeszyliśmy, okazaliśmy się niegodni i stąd skazani na dzisiejszą niedolę. Tamte społeczeństwa żyły w niezmiennym kształcie; proponowanie czegoś innego było tylko burzycielską herezją. Nadzieja mogła być lokalizowana jedynie w życiu przyszłym, nie na tym świecie,chociaż starogrecki Hades czy żydowski Szeol nie wydają się miejscami zachęcającymi. Od dawien dawna projektowano wprawdzie lepsze urządzenie życia publicznego i oddanie władzy we właściwe ręce – dość przypomnieć Państwo Platona czy św. Augustyna O Państwie Bożym – ale dopiero kres średniowiecza rozbudził nieśmiałą zrazu nadzieję, że lepsze i sensowniejsze życie na tym padole jest jednak możliwe. Właściwie prekursorem utopii nowożytnej jest Francis Bacon ze swoją Nową Atlantydą wydaną ponad sto lat po Utopii Morusa. Także jest zlokalizowana na odległej i odciętej od świata wyspie, ale u Bacona – tak jak u utopistów dużo późniejszych – siłą motoryczną, dzięki której ludzie kształtują i rozwijają swój postulowany raj, jest nauka. Tomasz Morus w XVI wieku jeszcze czerpie wzory od Platona czy św. Augustyna, Bacon w XVII wieku już z laboratoriów uczonych, choć rewolucja przemysłowa miała dopiero nadejść za następnych z górą sto lat.