Można ją także czytać w perspektywie ściśle egzystencjalnej: jest nasycona pewnym egzystencjalnym patosem i bardzo „osobistą” stylistyką wyrażającą się m.in. w częstej figurze pierwszej osoby (Krzyś Michalski, Krzysztof Michalski). Czytelnik może więc odnajdywać w książce swoje własne doświadczenia. Perspektywa trzecia, dla mnie jedyna możliwa, to aspekt samej filozoficznej myśli Michalskiego, a zwłaszcza jej częstych odniesień do chrześcijaństwa. Pozostaje dla mnie sprawą nie do końca jasną, w jakiej mierze Michalski identyfikuje się z myślą Nietzschego, którą interpretuje z własnej perspektywy – wydaje mi się, że identyfikacja ta idzie bardzo daleko, że Nietsche jest porte parole samego autora.
Płomień wieczności jest książką ważną, o wielkiej powadze, intelektualnej uczciwości i egzystencjalnym zaangażowaniu. Jest także jasno pisana – na tyle, na ile myśl Nietschego na to pozwala. Michalski posiada dar prostej i zrozumiałej prezentacji trudnych autorów, czego dał dowód w swoich książkach o Husserlu i Heideggerze. Jest to wreszcie książka odznaczająca się pięknym językiem, chwilami niemal poetyckim, i pewną grandilokwencją, przechodzącą – zwłaszcza w ostatnim rozdziale – w rodzaj inkantacyjnych powtórzeń tego, co autor uważa za główne przesłanie Nietzschego. Michalski umie przy tym dialogować – albo lepiej powiedziawszy: współmyśleć – z wieloma filozofami i artystami, których nazwiska przewijają się często: Heglem, Kierkegaardem, Pascalem, Heideggerem, Kafką, Hölderlinem, Cioranem, Brzozowskim itd. Notabene dziwi mnie w tym miejscu brak tak bliskiego Nietzschemu – choć i różnego od niego – Bergsona.
Nie zamierzam i nie potrafię rekonstruować wszystkich wątków książki Michalskiego.
Interesuje mnie wyłącznie to, co wydaje mi się kluczowe: koncepcja życia i paralele, jakie Michalski dostrzega w tej koncepcji między Nietzschem a chrześcijaństwem. Trzeba powiedzieć, że w jakimś sensie jest to nie tylko centralny temat książki, ale w gruncie rzeczy jej temat jedyny. Nie oznacza to, że zarówno rekonstrukcja tej myśli, jak i ewentualne współmyślenie z nią jest łatwe – m.in. dlatego, że posługuje się ona metaforami, które, jak wszystkie metafory, są wieloznaczne i dość łatwo „naginalne” do intencji interpretatora. Nietzsche był niewątpliwie także artystą i pokaźne miejsce w książce (ostatni, najdłuższy rozdział) zajmują analizy metafor zawartych w Tako rzecze Zaratustra.
Nietzsche w ujęciu Michalskiego – teza to zresztą znana – wychodzi od konstatacji „nihilizmu” jako diagnozy historiozoficznej. Oznacza ona najpierw, że pewne pojęcia, wartości, myślowe – a zwłaszcza religijne – konstrukcje, „przestały zobowiązywać”: budzą sprzeciw, „życie się z nich wyłamuje”. Ale nihilizm wyłania się dopiero wówczas, gdy oznacza on powszechne „załamanie się sensu” życia jako skutek wykruszania się tych wartości. Jest tak dlatego, że wartości, o których myśli Nietzsche, to przede wszystkim to, co absolutne: Bóg, Prawda, jednoznaczna opozycja dobra i zła itd. Inaczej mówiąc nihilizm to „śmierć Boga”, rozumianego jako pars pro toto sfery absolutnego sensu. Ale ze swej strony absolutny sens jest „nihilizmem” w stosunku do samego ŻYCIA, które ludzkie konstrukcje pojęciowe chcą uśmiercić. W tym punkcie rozpoczyna się pojęciowa przygoda Nietzschego w ujęciu Krzysztofa Michalskiego. Streśćmy ją pedantycznie w punktach.