fbpx
Łukasz Tischner październik 2007

Ból nie jest snem

To już czwarta książka o Gombrowiczu Jerzego Jarzębskiego, który żartobliwie nazywa siebie „matuzalemem gombrowiczologii”. Daj Boże jednak literaturoznawczym młodym gniewnym tyleż interpretacyjnej świeżości, otwartości na nowe, często rewolucyjne propozycje lektury, uważności dla analizowanego dzieła.

Artykuł z numeru

Stare herezje w dzisiejszym Kościele

Książka składa się z tekstów okazjonalnych – wiele z nich powstało w okolicach setnej rocznicy urodzin pisarza, kiedy to zaroiło się od konferencji i sympozjów Gombrowiczowi poświęconych. A jednak zbiór tworzy dość zwartą całość. Z jednej strony spajają go tytułowe słowa: natura i teatr, które można pojmować na wiele sposobów, mnie jednak najbardziej właściwe zdaje się ich przeciwstawienie, które sygnalizuje problematykę autentyczności/nieautentyczności ja, a zarazem metafizycznej pewności, że życie nie jest snem (pomijam tym samym wątki ściśle teatrologiczne, których w tomie niemało). Z drugiej strony łączą owe szkice treści polemiczne wobec najnowszych propozycji odczytań twórczości Gombrowicza, zwłaszcza tych, które roszczą sobie prawo do ekskluzywności.

Przyjrzyjmy się najpierw temu drugiemu spoiwu. Jarzębski na marginesie polemiki z Michałem Pawłem Markowskim, autorem często przywoływanego w zbiorze Czarnego nurtu, wypowiada swoiste krytyczne credo. Przyznaje, że jest „skłonny nie tyle do likwidowania tego, co zastane, by zrobić miejsce dla własnych pomysłów, ale raczej – do wchłaniania cudzych myśli i wykorzystywania ich do wzniesienia jakiejś większej struktury”. Ta strategia przypomina nieco hermeneutyczny genre Paula Ricoeura, którego myśl rodziła się w empatycznym dialogu z tak odległymi od siebie autorami jak Nietzsche i Marcel, Husserl i Freud.

Do dziś niemająca sobie równych monumentalna monografia Jarzębskiego Gra w Gombrowicza (z roku 1982) nosi na sobie ślady fascynacji strukturalizmem, który wyposażył badacza w poręczne narzędzia. Jednak to nie Gombrowicz trafia w niej na prokrustowe łoże gotowej teorii, lecz różne teorie są przykrawane do miary „pierwszego strukturalisty”, jak buńczucznie i jednak opacznie przedstawiał siebie pisarz. Dzięki temu niemodna dziś aparatura pojęć nie przytłacza przedmiotu analizy, a interpretacje poszczególnych utworów nie tracą swego blasku, który jest znamieniem ich trafności (są jasne i wyraźne). Co więcej, nowe odczytania na ogół ich nie falsyfikują, lecz rozszerzają horyzont zarysowany już w tej wczesnej pracy. Jarzębskiego cechuje nie tylko poparta potężną erudycją rzetelność badawcza, ale i zdrowy rozsądek, który uczy nieufności do intelektualnych mód:

Czy łatwo luminarzom przekroczyć zaklęty krąg wyznaczony dziś nazwiskami „obowiązkowych” myślicieli: Nietzschego, Benjamina, Habermasa, Barthes’a, Foucaulta, Deleuze’a, Derridy, Rorty’ego, Baudrillarda? Świat przepełniony zachęca do ograniczania pola widzenia, do przyjmowania gotowych poglądów zamiast wypracowywania ich w samotnym zmaganiu z niezmierzonym oceanem idei (s. 12).

Tej niechęci i odwagi samodzielności nauczył go właśnie Gombrowicz.

Obecność adresata polemicznego (to oprócz Michała Pawła Markowskiego także Jean-Pierre Salgas oraz Janusz Margański) każe Jarzębskiemu formułować swe sądy ostrzej, wyraźniej ujawniać swoje ja, co chyba najmocniej odróżnia pionierską w końcu Grę w Gombrowicza od 16 tekstów o Gombrowiczu. Co znamienne, Jarzębski nie odrzuca interpretacyjnych propozycji swoich adwersarzy (zapewne nie zgodziłby się nawet na tak jednoznaczną ich kwalifikację), ale dodaje swoje distinguo. Najwyraźniej cieszy go bogactwo odczytań dzieła Gombrowicza (widać to najlepiej w olśniewającym pomysłowością szkicu Dwanaście wersji „Kosmosu”), ale nie może zgodzić się z tymi, które skazują je na jednowymiarowość. Stąd właśnie właściwa Jarzębskiemu taktyka korekty. Markowskiemu odpowiada:

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się