Jak trafiła Pani na temat homoseksualizmu?
Trudno na niego nie trafić, zajmując się prawami człowieka, wszelkimi mniejszościami, dyskryminacją…
Sprzeciwiam się wykluczaniu
No właśnie. Kiedy, przeszło dwa lata temu, zabrała Pani głos w tej sprawie na łamach ,,Gazety Wyborczej”, zaczęto Panią postrzegać jako jednego z najbardziej jednoznacznych obrońców praw homoseksualistów w przestrzeni publicznej i w Kościele. Dlaczego Pani tak bardzo się tym tematem przejęła?
Zacznijmy od tego, że trzeba jednak odróżnić prawo do udziału w przestrzeni publicznej od praw, o jakich można mówić w Kościele. Razem z Helsińską Fundacją Praw Człowieka broniłam, bronię i mam nadzieję, że nie przestanę bronić tego, iż przestrzeń publiczna jest publiczna w pełnym znaczeniu tego słowa. To znaczy, że całe społeczeństwo ma do niej prawo! Wykluczanie kogokolwiek z możliwości zgodnego z prawem udziału w tej przestrzeni, jest dyskryminacją.
Przestrzeń publiczna stanowi miejsce, w którym powinny się ścierać rozmaite aspiracje i rozmaite przekonania – i powinny znajdować wyraz publiczny. To musi być respektowane! Oczywiście, tu potrzebna jest koordynacja. Kiedy organizujemy jakąś demonstrację, marsz, pikietę czy instalację, zwracamy się do policji, ale – chcę to mocno podkreślić – nie z prośbą o pozwolenie, tylko po to, żeby to nasze prawo do użytkowania przestrzeni publicznej skoordynować z prawami innych (choćby z takim elementarnym prawem, żeby można było przez tę przestrzeń przejechać samochodem). Nie może być tak, że ktoś – policja czy nawet prezydent miasta – uważa się za właściciela przestrzeni publicznej i w związku z tym sądzi, iż ma prawo, a nawet obowiązek nią zarządzać wedle swoich własnych przekonań. Przekonania mają znaczenie w przestrzeni prywatnej. Ale nie wolno przestrzeni publicznej mylić z prywatną. Na tym tle aspiracje gejów i lesbijek, żeby – w przestrzeni publicznej właśnie – pokazać, że istnieją i do czego dążą, są w pełni zasadne, a my tego ich prawa musimy bronić. To, oczywiście, nie znaczy, że podzielamy ich orientację seksualną.
Jednak ten, kto sprawuje urząd publiczny, ma prawo do własnych przekonań. To chyba dobrze, że nie jest bezdusznym urzędnikiem, ale osobą zakorzenioną w świecie wartości. Próbujemy wyobrazić sobie świat wartości prezydenta, który nie wyraża zgody na manifestację homoseksualistów, i widzimy człowieka stojącego na straży prawa naturalnego i podstawowych zasad, bez których wszystko staje się chaosem. Taką zasadę wyraża biblijne zdanie: ,,Mężczyzną i niewiastą stworzył ich”.
On może mieć takie poglądy, ale nie jest ustanowiony do egzekwowania swoich poglądów, tylko prawa.Rozumiem, że ktoś nie chce brać udziału w takiej manifestacji czy w kulturalny sposób wyraża wobec niej swoją dezaprobatę. Powtarzam: w kulturalny sposób, to znaczy: jeżeli manifestacja ma charakter pokojowy, to protest przeciwko niej też musi mieć charakter pokojowy. Natomiast ktoś, kto odmawia homoseksualistom prawa do używania przestrzeni publicznej dlatego, że brzydzi się ich orientacją seksualną, uważa ją za grzeszną etc., przypisuje sobie więcej władzy, niż mu daje prawo.