W przyszłości będziemy próbowali wyprodukować dziecko o odpowiednich cechach, wedle określonej miary.
Jacques Testart
Przywołany tu cytat z książki Jacques’a Testarta bardzo precyzyjnie wprowadza w zagadnienie niebezpieczeństw związanych z żywo ostatnio dyskutowaną problematyką zapłodnienia pozaustrojowego. Wróciwszy niedawno do lektury Przejrzystej komórki[1], spostrzegłam, jak rzadko w dyskusjach bioetycznych – zwłaszcza tych, które podejmują problematykę in vitro – przywoływany jest argument „eugeniczny”. Mówi się o zagrożeniach zdrowia, o niedoskonałościach technicznych samej procedury, o braku bioetycznego prawodawstwa, niewiele natomiast o możliwościach manipulacji, jakie daje zapłodnienie pozaustrojowe. Znakomicie ujął to niedawno Stanisław Cebrat:
FIVET jest świetnym punktem wyjścia do wprowadzania metod eugenicznych, dyskryminowania zygot i zarodków ze względu na ich status genetyczny czy płeć lub do manipulowania strukturą genetyczną zarodków. Obecne możliwości technologiczne pracowników laboratoriów FIVET przekroczyły prawdopodobnie wyobrażenia Testarta, a ingerencje genetyczne FIVET-u mogą być bardziej niebezpieczne w skutkach niż klonowanie człowieka[2].
W tym kontekście ważne wydaje się omówienie nie tyle poszczególnych procedur, które przynajmniej potencjalnie dają duże możliwości manipulowania ludzkim zarodkiem czy dyskryminacji wadliwych embrionów, ale tego, czym była i – jak się wydaje – nadal jest eugenika w swej ideologicznej warstwie.
Krótka historia wielkiego marzenia
Termin „eugenika” wyprowadzony został z języka greckiego i w dosłownym tłumaczeniu oznacza „dobre urodzenie”. Koncepcje poprawienia ludzkości były obecne w myśli człowieka od zarania dziejów. W wymiarze moralnym znajdujemy je na kartach Starego Testamentu (Noe, Sodoma i Gomora), natomiast w wymiarze społecznym są obecne już w starożytnym Egipcie (era faraonów), potem zaś w arystokratycznych rodach Europy, gdzie dążenie do poprawy ludzkiej kondycji opierało się na przekonaniu, że „podobne stwarza podobne”, dlatego najlepszym sposobem na zachowanie czystości krwi i utrzymanie jakości potomstwa wydawała się być troska o odpowiednie kojarzenie małżeństw. W XIX wieku przyjęte zostało rozróżnienie na eugenikę pozytywną i negatywną, jednak oba wymiary równolegle funkcjonują już od starożytności. Eugenika pozytywna obrała sobie za cel popieranie „wartościowego” rodzicielstwa, co w praktyce oznaczało takie kojarzenie par, których małżeństwo stanowiłoby gwarancję potomstwa o „wysokiej jakości”. Eugenika w swym negatywnym wymiarze dążyła do wyeliminowania „małowartościowych” cech człowieka – takich jak ułomności, kalectwo czy choroby, a później także nędza – poprzez zakaz zawierania małżeństw w ramach bliskiego pokrewieństwa, ale czasem również poprzez eliminację nosicieli niepożądanych jakości[3]. Bardzo wyraźnie oba tory tego myślenia pojawiły się w wieku XIX za sprawą angielskiego uczonego Francisa Galtona.