,,Panie, tak często Twój Kościół wydaje się nam tonącym okrętem, łodzią, która ze wszystkich stron nabiera wody – pisał ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary. – Także na Twoich łanach widzimy więcej kąkolu niż zboża. Przeraża nas brud szaty i oblicza Twego Kościoła. Ale to my sami go zbrukaliśmy! To właśnie my zdradzamy Cię za każdym razem po wszystkich wielkich słowach i szumnych gestach. Zmiłuj się nad Twoim Kościołem także w jego wnętrzu”.
Te słowa bardzo dobrze, moim zdaniem, oddają kondycję Kościoła w Polsce A.D. 2008. Jest to stan głębokiego kryzysu. Trzeba ten kryzys opisywać i się z nim mierzyć, a nie – jak niektórzy biskupi i część mediów katolickich – ,,czarować” rzeczywistość, twierdząc, że żadnego kryzysu nie ma.
Oczywiście, ów kryzys nie polega jedynie na tym, że ksiądz A współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa i nie chce się do tego przyznać, ksiądz B jest podejrzany o molestowanie seksualne, a biskup C nie reaguje na antysemicką imprezę zorganizowaną w kościele albo nawet w niej uczestniczy. To tylko wierzchołek góry lodowej, którego nie wolno lekceważyć. Ale najważniejsze jest to, co znajduje się poniżej – zmęczenie ludzi Kościołem hierarchicznym, ich zniechęcenie, i to, że coraz więcej osób przestaje w Kościele dostrzegać Ciało Jezusa Chrystusa i sakrament zbawienia.
Szkoda, że kościelni socjologowie, publikując dane dotyczące religijności Polaków (w 2006 roku w niedzielnej mszy św. uczestniczyło średnio 46 proc. wiernych, a Komunię św. przyjmowało 16 proc.; dane z roku 2007 nie zostały jeszcze ogłoszone), nie informują o odejściach z kapłaństwa i apostazjach, o których głośno się ostatnio zrobiło w mediach. Jak informuje ,,Polityka” (nr 6/2008), w październiku 2007 roku pobrano 12 tys. formularzy apostazji ze strony internetowej, założonej specjalnie po to, żeby pomóc osobom, które chcą się z Kościoła wypisać. Warto przeanalizować powody, dla których ktoś decyduje się dziś na apostazję. Poza utratą wiary w Boga (albo wiary w Jezusa Chrystusa – Syna Bożego) i przypadkami powrotu do pogaństwa (w niektórych środowiskach panuje bowiem taka moda) bardzo często są nimi irytacja i złość na księży i biskupów.
Ujawniona ostatnio przez ,,Gazetę” tzw. sprawa szczecińska (dominikanin opowiedział dziennikarzom o księdzu z archidiecezji szczecińskiej, molestującym swoich wychowanków – przy okazji można się było sporo dowiedzieć o opieszałości Kościoła hierarchicznego) pokazuje mechanizm, jakim często kieruje się kościelna instytucja.
Po pierwsze, krycie podejrzanego, o ile jest księdzem. W języku kościelnym to się nazywa ,,topieniem w oceanie miłosierdzia”. A zatem: nie powiadamia się prokuratury (chociaż chodzi o ewidentne przestępstwo), wszczyna się jedynie postępowanie kanoniczne, które trwa bardzo długo, delikwenta zaś przenosi się do innej parafii, innej instytucji, za granicę itp.