fbpx
Halina Bortnowska lipiec-sierpień 2008

***

Dla mnie ten film stał się właściwie słuchowiskiem. I jako słuchowisko też się sprawdził. Myślę, że reżyserowi udała się rzecz trudna: pokazanie czegoś dobrego z zachowaniem barwy i charakteru, nie tylko odpowiedzi, lecz i pytań.

Artykuł z numeru

Świat patrzy na Chiny

Drobiazgi

Więc tak: chcę, aby było, aby trwało to, co już ma swoje miejsce w moim życiu.

Na przykład: niechętnie żegnam się z czymś, co zajęło, zawłaszczyło i wypełnia jakąś porę dnia, dzień tygodnia czy miesiąc w roku. To wszystko nadaje rytmy, wśród których czuję się bezpieczna – nie muszę tak szybko się rozglądać.

Są to rzeczy ważne i drobiazgi. Trzeba się pilnować, by jednak odróżniać drobiazgi od rzeczy ważnych. Tego wymaga zasada oszczędzania kapitału żałoby. Straconym drobiazgom trzeba ten kapitał przydzielać ostrożnie, po okruchu. Prawie nie ma żałoby po rozbitym kubku, który służył trzydzieści lat. Prawie – bo jednak jest moment zasmucenia i wdzięczności – po raz ostatni – że był, taki już swojski, przez kogoś kiedyś podarowany albo znaleziony na półce pustawego sklepu.

Drobiazgi. I żałoby nie po drobiazgach, żałoby jak blizny: powolne, niepełne zarastanie ogromnych ubytków. Im się jest starszym, tym jest tego więcej. Czasem może się zdawać, że świat staje się głównie miejscem pamięci. Ale to nieprawda. Dobra pamięć odsyła też do tego, co trwa, co zobowiązuje teraz. Tak odsyła świętowana nad jej świeżym grobem pamięć o Irenie Sendlerowej. Wielka pamięć publiczna przełamująca się w bardzo osobistą.

To nie tylko zbieżność imion: Irena Grzegorczyk, Irena Jurkowska – te dwie zmarłe przyjaciółki podobnie nie należą do przeszłości i tak jak zwykły dawniej, tak i dziś posyłają mnie do roboty, do tego, co z nimi łączyło – „spróbuj jeszcze raz!”

*

Ważne rozróżnienie: rzeczy i osoby, do których ja przywykłam – i te, które przywykły do mnie. Bardzo ważna sprawa w życiu, może szczególnie na starość, gdy kurczą się możliwości i wszystko zajmuje coraz więcej czasu: w miarę możliwości nie odbierać innym tego, do czego przywykli. Podkreślam to „w miarę możliwości”. Roztropność każe w porę odzwyczajać od siebie czy może lepiej – nie od siebie, lecz od pewnych swoich usług czy form obecności. Na przykład: wiem, że już nie pójdę z wami w góry ani na całodzienny marsz przez plaże czy łąki. Wymyślę inną, małą trasę, wciąż dostępną, albo może będzie to fotel przy oknie i stołeczek dla ciebie. Nie poczytam książeczki, ale bajkę czy historyjkę wciąż mogę opowiedzieć. Albo napisać! Kubek niestety może się stłuc, ale zdarza się, że tylko traci wygodne uszko albo z obitego da się pić tylko z jednej strony.

         To jeszcze nie wymaga żałoby, tylko zmiany przyzwyczajeń.

Dwie pamiętane

Dawno, to znaczy kilka lat temu, Szymon Hołownia, tworząc nowe pismo (nazwane później „Ozon”, co miało być aluzją do elementu świeżego, górskiego powietrza), zaprojektował cykl małych reportaży o szczególnych postaciach: o ludziach, którym się udało coś dobrego, jakiś fragment życia, jakieś ambitne zamierzenie… Pamiętam, że była tam historia kobiety, która została znawczynią bursztynów i, gdy to pisano, z powodzeniem funkcjonowała jako ekspert w tym zakresie. Niestety cykl przetrwał niezbyt długo, choć pomysł był cenny.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się