„Antysemityzm nie ma żadnego usprawiedliwienia i zasługuje na bezwzględne potępienie” – mówił Jan Paweł II do uczestników sympozjum na temat korzeni antyjudaizmu w środowisku chrześcijańskim (31 X 1997). Zaś kilka miesięcy później watykańska Komisja do spraw Stosunków Religijnych z Judaizmem ogłosiła dokument Pamiętamy: Refleksje nad Szoa. Ostatnie zdanie owego tekstu brzmi jak polecenie (postulat): „(…) już nigdy nie można pozwolić, aby zatrute ziarna antyjudaizmu i antysemityzmu zakorzeniły się w jakimkolwiek ludzkim sercu”.
Oba zacytowane powyżej stwierdzenia są wnioskami wyciągniętymi z dziewiętnastu wieków historii chrześcijaństwa[1]. Antyjudaizm (antysemityzm chrześcijański) zaczął się bowiem formować niczym mała kulka śniegu już w II wieku po Chrystusie, a w wieku XX, w chrześcijańskiej Europie, zszedł straszliwą „lawiną”, która pochłonęła miliony Żydów. Jest faktem, że „lawina” ta w końcu otworzyła oczy wielu ludziom i wstrząsnęła ich sercami. Wielu – nie znaczy jednak wszystkim. W polskim krajobrazie poczyniła ona w każdym razie straszliwe spustoszenia; ta ziemia po II wojnie światowej stała się największym na świecie cmentarzyskiem sponiewieranych żydowskich prochów. W Polsce pozostały ślady po hitlerowskich obozach śmierci – z Auschwitz-Birkenau, postrzeganym również przez Jana Pawła II jako symbol eksterminacji Żydów. „Oświęcim – mówił polski papież – nie przestaje ostrzegać także dzisiaj. Oświęcim mówi, iż antysemityzm jest wielkim grzechem przeciw ludzkości”.
Jak te stwierdzenia Ojca Świętego oraz polecenie watykańskiego dokumentu (czyli – mówiąc najogólniej – nauczanie Kościoła o Żydach i judaizmie) ma się do rzeczywistości Kościoła katolickiego w Polsce? Jak ma się do polskiego katolicyzmu, do tego, co w nim dziś, jesienią 2008 roku, dominujące? Moim zdaniem, odpowiedź na tak postawione pytanie najlepiej wyraża obraz przedstawiający tłum palących papierosy pod napisem: „Zakaz palenia”. Nie znaczy to, że nikt tego zakazu nie przestrzega; oznacza jedynie, że przestrzegający zakazu są w mniejszości i czują się bezradni, czasem wręcz zagubieni w tłumie palaczy. Napis zabraniający palenia jest wyraźny, ale większość wydaje się go nie dostrzegać albo (czego nie można wykluczyć) nie rozumie jego treści, albo wreszcie (tego też nie da się wykluczyć) po prostu ów zakaz lekceważy.
Na pytanie umieszczone w tytule naszej dyskusji (Dziedzictwo ONR-u wiecznie żywe?) udzielam odpowiedzi twierdzącej: tak, dziedzictwo ONR-u jest wciąż żywe (w ostatnim czasie chyba nawet coraz żywsze)[2]. Jednakże przyczyn obecności antysemityzmu w Polsce nie szukałbym głównie w dziedzictwie ONR-u czy innych, ciągle żywych tradycjach ideologii narodowej. Obecność Żydów w Polsce jest szczątkowa – to po pierwsze; po drugie, w suwerennej Polsce, ożywionej duchem „Solidarności”, niosącej pamięć pluralistycznej polskości jagiellońskieji, konsekwentnie, otwartej najednoczącą się Europę – jakąż siłę przyciągania mogą mieć ideologie straszące obcym, konserwujące fobiei resentymenty?A jednak są one żywe. Czym usprawiedliwić ich żywotność? Sądzę, że wyjątkowo im dobrze w polskim katolicyzmie! Do podtrzymywania antysemityzmu wcale nie są potrzebni Żydzi. Wystarczy chore chrześcijaństwo. A polskie chrześcijaństwo – dokładniej: to, co w polskim katolicyzmiedominujące – jest chore, zainfekowaneantyjudaizmem.