fbpx
Jerzy Surdykowski luty 2009

Przyjaciel. Wspomnienie o ks. Stanisławie Musiale

Ale człowiek mądry wie wcześniej niż inni i dlatego nie wolno mu milczeć, gdy stado baranów zmierza do przepaści.

Artykuł z numeru

Niepełnosprawni umysłowo uczą mądrości

Podobno ludzi najbardziej kształtują wydarzenia z wczesnego dzieciństwa. Na księdza Staszka (tak go nazywałem) musiało więc wpłynąć to, co mi po kilku latach znajomości wyznał. Rzecz dotyczy okupacji na wsi, gdzie się w biednej, chłopskiej rodzinie urodził i wychował. Rodzice ukrywali Żyda, co się w końcu przy jakiejś rewizji wydało i hitlerowcy już ustawili wszystkich do egzekucji. Płacz matki, rozpacz ojca, przerażona dzieciarnia – inaczej w okupowanej Polsce być nie mogło. Pewnie na tym skończyłoby się życie wiejskiego chłopczyny, gdyby nie któryś z Niemców – wykorzystując chwilową (a może celową?) nieuwagę kamratów, warknął: „Uciekajcie!”. No i potem jeszcze parę razy wystrzelił dla świętego spokoju w powietrze. Tak zaczęło się świadome życie późniejszego jezuity. Może w tej perspektywie to, co robił i czemu się poświęcił, wyda się bardziej oczywiste. Ale nie tylko jego rola w sprawach polsko-żydowskich, także – a może przede wszystkim – jego ludzka dobroć.

Potem – chyba w Nowym Jorku – pytałem go, czemu nie występuje o pośmiertne przyznanie swoim rodzicom tytułu „sprawiedliwych” i zasadzenie drzewka w Yad Vashem.

– Po co? – spytał. – Przecież Bóg i tak wie, a wszystkie ceremonie to pustota i pycha.

Taki był. Niegdyś, w niezapomnianych czasach „Polski jaruzelskiej”, gdy wpadał do jeszcze bardziej niezapomnianego „Tygodnika Powszechnego” (tak wspaniały ten „Tygodnik” już potem nie był i nigdy nie będzie), zawsze obcałowywał piękną Marię de Hernandez-Paluch, powiadając, że ma na to dyspensę papieską. Ktoś patrzący z boku mógłby pomyśleć o nim nieprzystojnie. Ale każdy, kto znał go bliżej, pojmował, że są w nim krystaliczna czystość i wiejska prostota połączone z ogromną wiedzą. Sama wiedza, wykształcenie i inteligencja nie wystarczą, aby nazwać człowieka mądrym. Do mądrości potrzebna jest dobroć. Ale takich ludzi najłatwiej skrzywdzić; zwłaszcza pomówieniami. Więc go wciąż pomawiano, tak jak podobnych mu przedstawicieli tego coraz rzadszego, a może już wymierającego gatunku. W sprawie karmelitanek, w sprawach wiary, w kwestii obyczajowej, żydowskiej, irackiej i chyba we wszystkich innych – możliwych lub niemożliwych. Najczęściej o wysługiwanie się „obcym siłom”, o brak patriotyzmu, o głupotę, o niedowiarstwo, o pychę wreszcie – choć z wszelkich możliwych grzechów ten akurat był mu najbardziej obcy.

Pomawiający nie rozumieją, że człowiek dobry i świadomy ma również odwagę. Odwagę płynącą ze świadomości, a utwierdzoną w dobroci. Bo dobry prostaczek nie wie, chociaż dobroć i tak w końcu podpowie mu najlepszą z dróg. Ale człowiek mądry wie wcześniej niż inni i dlatego nie wolno mu milczeć, gdy stado baranów zmierza do przepaści. Gdyby koniunkturalnie zamilkł, sprzeniewierzyłby się dobroci. Dlatego dopiero teraz widzimy, jak bardzo, Staszku, miałeś rację: nie tylko w sprawach żydowskich, nie tylko w kwestii karmelitanek, ale też kiedy napisałeś kilka gorzkich zdań o Prymasie i stanowczo sprzeciwiłeś się wojnie w Iraku. Ja na przykład w tej ostatniej sprawie racji nie miałem.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się