Pani Helenie Małkiewiczównej
W głośnym swego czasu tekście manifeście ogłoszonym na łamach „Znaku”[1], a zauważonym i skomentowanym życzliwie przez samego Czesława Miłosza[2], współczesna krakowska malarka Aldona Mickiewicz pisała:
Nie obchodzi mnie, że ogłoszono już śmierć malarstwa. Nie zrezygnuję z obrazu jako swoistego, przezroczystego IMAGO-MUNDI. (…) Nie wyrzeknę się kształcenia sprawności ręki, oka, rzemiosła – jako szczególnego, rozumiejącego sposobu obcowania z materią. (…) Nie przestanę pochylać się nad światem, wpatrywać, wgapiać się w niego w nadziei na chwilę iluminacji, jakiegoś odsłonięcia, udzielenia się prawdy w doświadczeniu zmysłowym.
Na dobitność, natarczywość, „jaskrawość” widzialnego – odpowiadam sztuką mimetyczną, na-śladowaniem (czyli postępowaniem po śladach niewidzialnego), realizmem jako pewnym sposobem poszukiwania artystycznej prawdy, zmagania się z rzeczywistym w oczekiwaniu na paruzję Rzeczywistego.
Nie lękam się nieodkrywczości, oczywistości – wszak jest ona jednym z kryteriów prawdy. Przyznaję się do dziecięctwa, pierwotnej jakiejś „naiwności” koniecznej do wiary w metafizyczny wymiar świata, któremu ten wymiar został odmówiony. (…)
„Bycie artystą” interesuje mnie tylko o tyle, o ile pomaga mi w świadomym, przytomnym przeżywaniu życia, w procesie stawania się, o ile konstytuuje mnie jako człowieka.
Artykuł Mickiewicz był ważnym głosem w debacie „Znaku” toczonej wokół hasła: „sztuka a moralność” i dotyczącej zawiłych związków sztuki współczesnej z problemami etyki[3]. W kontekście wypowiedzi wyznawców awangardy i zwolenników pełnej wolności artysty, deklaracja przywiązania do tradycji i jawna obrona mimetyzmu jako artystycznej konwencji mogła brzmieć anachronicznie. Sztuka współczesna przyzwyczaiła nas raczej do ironii, dystansu i nieufności – odzwyczaiła od zachwytu.
Imitatio naturae
Aldona Mickiewicz od początku swojej artystycznej drogi jest wierna gatunkowi martwej natury, a także – z uporem, konsekwentnie, pędzlem, słowem i piórem – broni potrzeby realizmu, rozumianego nie tylko jako imitatio naturae, ale jako język, który niejako „wskrzesza” rzeczywistość, przywraca ład i porządek świata.
Kto zgodzi się – wyznaje malarka – opowiadać rzeczy takimi, jakimi są, w bolesnym napięciu uwagi – które odsłania coraz to nowe szczegóły, przybliża, powiększa, wnika – nagrodzony zostaje szczególnym doświadczeniem „teraz”, przejmującym doznaniem pochwyconego czasu. Bywa, że to doświadczenie artysty poprzez spełniony obraz udziela się także widzowi. Oto malowany miesiącami, w różnych warunkach, porach dnia, świetle, zmieniającym się stanie ducha i ciała malującego przedmiot na obrazie zyskuje intensywne, żarliwe trwanie poskładane z wielu „oglądów”. Pozwala w szczególny sposób doświadczyć teraźniejszości[4].