Wszyscy znamy lęk. Lęk to z pewnością jedno z najdotkliwszych, choć ambiwalentnych doświadczeń człowieka. Analizowany przez wielkich myślicieli, nie przestaje nawiedzać naszej codzienności, zarówno indywidualnej, jak społecznej i historycznej. Lękamy się jako indywidualne ja, ale lękamy się także jako zbiorowości, rodziny, narody.
Ale lęk w jego ogólnym rozumieniu nie jest tylko właściwością człowieka. Antoni Kępiński w swojej książce o lęku[1] ukazuje jasno, że lęk jest normalnym składnikiem organicznego życia, co więcej – spełnia pozytywną rolę sygnalizacji niebezpieczeństwa i stymulacji energii. Życie w ogóle jest, według Kępińskiego, wymianą energetyczno-informacyjną, tzw. metabolizmem, podporządkowanym dwóm podstawowym prawom biologicznym: zachowania własnego jednostkowego życia oraz zachowania gatunku. W jednym i drugim wypadku zawsze coś zagraża. W świecie ludzkim lęk niezmiernie się różnicuje, ponieważ „metabolizm informacyjny”, stając się rezerwuarem znaczeń, symboli i idei, przekształca prawo zachowania gatunku w świat kultury i wysokich wartości. Dlatego u człowieka lęk odrywa się często od niebezpieczeństw konkretnych, stając się uogólnionym niepokojem egzystencjalnym.
Kierkegaard i Heidegger rozróżnili w lęku strach i trwogę: ten pierwszy dotyczy tego, co mniej lub bardziej konkretne, ta druga nie ma żadnego przedmiotu, jest trwogą przed „nicością”, która u Heideggera konkretyzuje się w lęku przed indywidualną śmiercią. W obu wypadkach Heidegger rozróżniał dwojaki promień lęku. Jeden z nich jest skierowany ku lękającemu się podmiotowi – ja, o które się troszczymy; jest to „lęk o”; drugi dotyczy „przed czym” lęku. Rozróżnienia te są ważne, ale obaj myśliciele inaczej je interpretują.
Lęk jest zawsze poczuciem braku pewności i braku bezpieczeństwa, które krystalizuje się często w tym, co nieznane. Przedmiotem lęku jest możliwa klęska, a zatem konstytutywna ułomność. W tym sensie lęk jest oczywistą oznaką ontologicznej i aksjologicznej skończoności czy kruchości, naszego bycia zdanymna możliwość takiej czy innej destrukcji. Dlatego lęk kulminuje – jak to podkreśla także Kępiński – w trwodze przed śmiercią, dosłowną albo duchową. To, co zagraża, jest możliwością i wyłania się z „nieznanego” w sposób, nad którym nie możemy zapanować. Nie panujemy nad rzeczywistością, która wkracza do nas pod postacią niepewnej przyszłości, ale także naszej moralnej ułomności. Dlatego formą lęku jest sposób przeżywania czasowości w podwójnym sensie – tego, czego jeszcze nie ma, i tego, co nieprzewidywalne. Jednakże, choć niewątpliwym warunkiem lęku jest jakieś „nie”, to wcale nie jest pewne, że lęk jest zawsze ostatecznie lękiem przed nicością, jak twierdzi Paul Tillich w swojej wspaniałej zresztą książce Męstwo bycia.