Obraz jest tym bardziej ostry i karykaturalny, że ich poglądy prezentowane są często z subtelnością drwala. Tego czarnego obrazu dopełniają – również bardzo chętnie przedstawiane w mediach – odejścia niektórych z nich ze stanu duchownego czy w ogóle z Kościoła. Nic więc dziwnego, że teolog może kojarzyć się z wywrotowcem, przynajmniej potencjalnym – tym bardziej że taki jego obraz chętnie rysują również kościelni konserwatyści – a o tym, co naprawdę robi, co naprawdę dzieje się we współczesnej teologii, najczęściej nie mamy pojęcia. Sęk w tym, że polski katolik nie ma skąd czerpać innej wiedzy, gdyż wielu naszych duszpasterzy również zdaje się widzieć teologię w takich właśnie ciemnych barwach, a wobec tego nie robi nic, by zaznajomić z nią wiernych.
Nie da się tego powiedzieć o Tadeuszu Bartosiu, który po to, żeby pokazać, czym jest współczesna teologia, założył, jeszcze jako dominikanin i kapłan, Dominikańskie Studium Filozofii i Teologii. Wykłady w studium wygłaszali teologowie polscy i zagraniczni, a zostały one zebrane w książce Nowe światło. Kościół a teologia dwudziestego wieku. Doskonale obrazuje ona przemiany, jakie nastąpiły w teologii XX wieku, ale w kontekście ukształtowanej w umysłach wielu polskich katolików wizji teologii najbardziej interesujące jest to, jaki zarysowuje ona obraz scientia fidei i jak określa jej miejsce w Kościele.
Znaczący jest już podtytuł. Sugeruje on bowiem rozłączność Kościoła i teologii, a więc w pewnym stopniu potwierdza jej medialny obraz. Żeby przekonać się, w jakim stopniu taka sugestia jest uprawniona, warto prześledzić przemiany w katolickim myśleniu teologicznym, polegające przede wszystkim na tym, że teologia wieków XIX i XX przestała być jedynie komentowaniem i rozwijaniem dzieła św. Tomasza. Jak pokazuje omawiana książka, były one spowodowane głównie tym, że w dwóch ostatnich wiekach teologowie postanowili zrezygnować z odwracania się od świata i podjąć stawiane przez niego wyzwania. Pierwszym wielkim wyzwaniem była historyczna krytyka objawienia chrześcijańskiego, zwłaszcza radykalna krytyka Biblii jako źródła historycznego przeprowadzona przez Davida Straussa. Odrzucił on wiarygodność Ewangelii, przede wszystkim historyczną, ale w konsekwencji zakwestionował również jej wiarygodności religijną i teologiczną. Mniej radykalnych uczonych krytyka ta skłoniła, by zacząć czytać Biblię nie tylko jako historię świętą kolejnych przymierzy Boga z ludzkością, lecz także jako jeden z wielu zbiorów dokumentów starożytnego Wschodu. W lekturze tej posługiwali się metodami literackiej i historycznej analizy tekstu. W wyniku tych badań zachwiana została wiara w realność historii zbawienia, w natchnienie autorów, w nieomylność… Różnice między Ewangeliami interpretowano poprzez odwołanie się do rozbieżności w świadectwach, co podważało ich ścisłość, a ostatecznie i prawdziwość. Daleka był droga do rozwinięcia katolickich studiów biblijnych i sformułowania przekonania, że pokazanie, iż sprawy nie miały dokładnie takiego przebiegu, jak to zostało opisane w Biblii, nie oznacza naruszenia fundamentów wiary chrześcijańskiej, bo prawdziwa lektura Biblii łączy to, co absolutne, z tym, co względne. Ale drogę tę teologia katolicka przebyła. I chociaż dla wielu katolików metody stosowane przez biblistów są nie do przyjęcia, Kościół ma dzisiaj narzędzia, dzięki którym książki w rodzaju Kodu Leonarda da Vinci nie wywołują takich wstrząsów jak dzieła Davida Straussa.