fbpx
Jolanta Prochowicz kwiecień 2010

Literatura a sens życia

Niektórzy uważają, że ich życie nie ma sensu. Być może mają rację. Ich przekonanie wynikać może z odrzucenia przez kulturę postmodernizmu fundamentów, które ten sens tworzą. Kiedy życie przestaje samo się tłumaczyć (być wartością „samą w sobie”), konieczne staje się poszukiwanie wyjaśnienia w świecie kultury, sztuki, literatury.

Artykuł z numeru

Polska i Rosja. Czy możliwy jest koniec „zimnej wojny”?

Dochodzi się wtedy do absolutyzacji tych dziedzin, zapominając, że wywodzą się one właśnie z egzystencji, tam mają swój początek. Wydaje się oczywiste, że to człowiek tworzy, dlatego sens musi być pierwotnie w nim samym, w innym przypadku jego dzieło musiałoby być także bez sensu. Czy absurd może zrodzić sens? Czy literatura wywodząca się, z „bezsensu” może ten sens zawierać? Gdyby tak było, rodziłby się on niejako ex nihilo i byłby być może jedynie jakąś formą literackiej fikcji.

Innego zdania jest twórca Życia na miarę literatury – profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, Michał Paweł Markowski, autor wielu książek poświęconych filozofii literatury i kultury, krytyk i eseista „Tygodnika Powszechnego”. Autor wysnuwa w książce (jak sam ją określa) manifeście śmiałą tezę: „Życie bez literatury nie ma sensu”. Impulsem do napisania Życia na miarę literatury stał się esej o tym samym tytule, który stanowił zarys filozofii Międzynarodowego Festiwalu Literatury im. Josepha Conrada, który odbył się w tym roku po raz pierwszy, w dniach 2–7 listopada w Krakowie. Podczas prac nad przygotowaniem festiwalu (autor pełnił funkcję dyrektora artystycznego tego przedsięwzięcia) powstał pomysł odwrócenia spojrzenia na literaturę jako dziedzinę, która ma starać się dorównać życiu. Postanowiono przewrotnie zadać pytanie, czym miałoby być życie na miarę literatury i co wynika z takiego sposobu myślenia o pisarstwie. Problem ten stał się zalążkiem najpierw jednego eseju, a później całej książki, która stanowi przedstawienie i podsumowanie poglądów autora na literaturę.

Zbiór esejów tworzących Życie na miarę literatury podzielony jest zasadniczo na dwie części: pierwsza z nich nosi taki sam tytuł jak cała książka. Zawarta jest w niej refleksja nad rozumieniem sensu literatury: ma ona być sposobem radzenia sobie ze światem. Michał Markowski pisze: „Literatura podsuwa nam język, za pomocą którego możemy zawiązywać przymierza przeciwko bezsensowi (…). Literatura to językowy wyraz naszej egzystencji, to opowieść nadająca naszemu życiu kształt”. Tutaj dochodzi do rozróżnienia życia i egzystencji. Życie jest, zdaniem autora, bytowaniem wyznaczanym przez biologię naszego ciała i okoliczności, w jakich żyjemy. Jest ono samo w sobie bez sensu, poza wartościowaniem moralnym. Natomiast egzystencja jest „spożytkowaniem” życia, czyli orientacją w świecie wartości, nadawaniem znaczeń. Trudno tu nie dostrzec echa filozofii Sartre’a. Życie, świat są bez sensu, dopiero my nadajemy znaczenia, porządkujemy (powraca tu problem: jak życie „bez sensu” może nadawać czemukolwiek sens?). Rozróżnienie życia i egzystencji wydaje mi się sztuczne i dość niejasne. Po pierwsze, wynika z niego, że egzystencja jest próbą oszukania życia. Próbą (jak metaforycznie ujął autor) „odegnania upiorów depresji”. Skoro literatura jest wyrazem egzystencji, to także jest kłamstwem, a kształt przez nią nadawany życiu to tylko sposób na uniknięcie samoświadomości. Można to dostrzec wyraźnie we fragmencie, który zawiera „poradę” autora: „Trzeba od samego początku zagadywać życie, gadać do niego za pomocą bajek, opowieści, plotek, zmyśleń, by miało od razu jakiś sens, by nie bełkotało do nas w nieznanym narzeczu”. Rozumując w taki sposób, można dojść do prostego wniosku, że literatura jest „proszkiem przeciwbólowym” na samoświadomość. Jacek Kaczmarski śpiewał w ironicznej i gorzkiej Pochwale człowieka: „Na ból istnienia wdychają poezję, kiedy przerasta ich to, co odkryli”. Być może rolą literatury jest narkotyzowanie świadomości porażonej pustką i absurdem, nasiąkniętej postmodernistycznym relatywizmem. Być może tak właśnie jest. Jakże sarkastyczny staje się wtedy tytuł książki profesora Markowskiego! Jest to wezwanie do życia na miarę stworzonego przez literatów oszustwa, próby sztucznych zapełnień pustki, z jaką człowiek nie może sobie poradzić po odrzuceniu prawdy obiektywnej. Po drugie: czy nie jest tak, że to życie nadaje kształt literaturze? Bo w czym ma źródło literatura? Moim zdaniem w życiu, które dąży do szczęścia, jest sensowne, wraz z całym uwikłaniem w biologię (całe nasze poznanie uwikłane jest przecież w biologię!), okoliczności, sytuację, w jakiej żyjemy, a także w świat wartości. Czy człowiek, który przeczytał bardzo wiele książek o smaku, zapachu, kształcie i kolorze jabłka, może powiedzieć o nim więcej niż ten, który czuł jego słodko-cierpki sok na ustach i palcach, widział jego błyszczącą, czerwonawą skórkę i czuł jego zapach? Wreszcie, po trzecie: czy literatura „zagadująca życie” nie odrywa nas od niego samego? Być może przed podjęciem próby „zagadywania” (odwracania uwagi) warto zrozumieć ten dziwny język życia. Jest on przecież tak stary jak historia człowieka, wydaje mi się, że starszy od samej literatury. Tutaj pojawia się problem definicji literatury. Autor uważa, że jest nią nadawanie sensu za pomocą języka. Gdyby miało tak być, każde wypowiedziane zdanie tłumaczące świat byłoby literaturą.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się