fbpx
Marcin Cielecki kwiecień 2010

Wyjmując drzazgi, pielęgnując rany

Te dwa obrazy nie dają spokoju: lekko uśmiechnięty Budda medytujący na kwiecie lotosu i wykrzywiona twarz Jezusa skazanego na śmierć. W tle inne obrazy, cierpliwie dostarczane przez media – ciała, stosy ciał, tragedia na Haiti, rocznica wyzwolenia Auschwitz… Jest zima, z trudem wyszarpuję nogi z kolejnej zaspy. Udaję, że to skupienie wymaga ode mnie spuszczonego wzroku i opuszczenia głowy. Tak naprawdę nie mam siły, aby zadać pytania. Nie mam odwagi, aby próbować udzielić odpowiedzi.

Artykuł z numeru

Polska i Rosja. Czy możliwy jest koniec „zimnej wojny”?

Być może nie ma lepszych okoliczności do lektury książki Tomáša Halíka Dotknij ran.

Wkładanie palca w rany

Co mogę odpowiedzieć obrazom dokumentującym tragedię? Nagłówki gazet krzyczą, tabloidy coraz agresywniej zadają pytania. Swoje trzy grosze dorzuca także sumienie, nieraz bardziej skutecznie. Zdaj sprawę z własnej wiary, chrześcijaninie – zdaje się wołać wszystko wokół mnie. Tylko ślepy i głuchy nie zauważyłby tego wzbierającego krzyku: gdzie jest twój Bóg? Wolny rynek, demokratyzacja życia społecznego, konsumpcyjny styl życia – osiągnęliśmy nasycenie, a wszechświat relacji międzyludzkich zaczyna stygnąć. W obliczu takich pytań z nasycenia zaczyna wyzierać pustka. No, przestań się migać, chrześcijaninie, i zdaj sprawę z własnej wiary.

Nie mam innej odpowiedzi niż ta, którą niemal rozpoczyna swoją książkę Halík. Przed świętym Marcinem zjawił się Szatan pod postacią Chrystusa. Biskup z Tours odrzucił fałszywą wizję, mówiąc: „Gdzie są twoje rany?”. Powtarzam więc za Autorem: „Co zatem mogę robić? Poddawać swoją wiarę i to, co mi się do wierzenia przedkłada, >>testowi świętego Marcina<<. Nie wierzę bogom i nie wierzę wiarom, które potrafią przetańczyć świat, nie zaznawszy jego bólów – bez szram, bez blizn, bez oparzeń – oferując natrętnie na współczesnym rynku religijnym jedynie swoje lśniące powaby”. Nie znajduję innej odpowiedzi na dramaty życia niż ta, którą podaje biskup z Tours, a którą twórczo rozwija Halík. Jako swoją odpowiedź mogę pokazać jedynie Ukrzyżowanego, nic innego nie posiadam przecież. Nie wiem tylko, czy rozkrzyczane tabloidy przyjęłyby taką odpowiedź.

Mój Bóg, jak pisze Halík, jest Bogiem zranionym. W swojej najnowszej książce Dotknij ran koncentruje się wokół słów Tomasza Apostoła, który powiedział, iż dopóki nie zobaczy ran po gwoździach na ciele Zmartwychwstałego – nie uwierzy. Można powiedzieć, że książka Halíka to nowoczesny, ponaddwustustronicowy komentarz do słów ucznia Jezusa. Ucznia, dodajmy, którego raczej nie stawia się nam za wzór, a który jest wszak jednym z najbliższych każdemu chrześcijaninowi. Ciekaw byłem niezmiernie nowej książki czeskiego księdza.  Co nie jest chwiejne, jest nietrwałe zachwyciło mnie apetytem na świat oraz ciągłym głodem Boga odkrywanym zarówno w Indiach, Rosji, jak i na Antarktydzie. Wzywany czy niewzywany, Bóg się tutaj zjawi oraz zapisy kolejnych uniwersyteckich wykładów czy głosów w publicznych debatach zaczęły mnie nużyć. Miałem wrażenie, że Halík bardziej stał się publicystą i filozofem niż księdzem. Jeśli w jego pismach nieustannie natrafiałem na takie słowa (które sam bardzo lubię), jak „dialog”, „tolerancja”, „prawda”, a znacznie rzadziej na inne słowa (które lubię jeszcze bardziej), takie jak „Chrystus”, „zbawienie” czy „msza święta”, to budziły się we mnie wątpliwości. Nader łatwo jest być filozofującym publicystą czy wykładowcą w koloratce, ale jeśli idzie za tym zniknięcie tożsamości kapłana jako głosiciela Jezusa, świadczenia o Nim we współczesnym świecie, to chyba cena jest niewspółmierna. Oddalałem się od Halíka, czekając na jego przebudzenie, na jego książkę, która wreszcie bardziej ceniła będzie Chrystusa niż spory o rozumienie słowa „prawda”. Czekałem na książkę, która – jak uważałem – jest potrzebna zarówno Halíkowi, jak i mnie: na książkę, która będzie radykalnym wyznaniem wiary. Nie widziałem, że właśnie ją czytam.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się