fbpx
z Walerym Pisarkiem rozmawia Dominika Pycińska maj 2010

Im góra wyższa, tym lepiej

Z pewnością profesor Walery Pisarek jest jedną ze znakomitszych osób wśród tych, którzy z takim przekonaniem czuwają dziś na językiem ojczystym i nim się opiekują. Stojąc na straży polszczyzny, Profesor nie pozostaje jednak nieczuły na zmiany, nie wartościuje wyłącznie negatywnie mód językowych i powtarza: mówmy po polsku, nawet go kalecząc, ale mówmy po polsku.

Artykuł z numeru

Korporacja z ludzką twarzą

Przypomina, że wielu zjawisk nie można traktować wyłącznie z niechęcią, gdyż na przykład „to właśnie muzykująca młodzież wyciągnęła z samych trzewi prasłowiańszczyzny i ożywiła wyraz »czad«, a także tchnęła życie w odświeżone nowymi znaczeniami wyrazy »łoić« i »piecyk«”. Jednak nade wszystko profesor Pisarek pozostaje wybitnym badaczem komunikologiem, autorytetem w tak ważnej, zwłaszcza obecnie, dziedzinie jak komunikowanie masowe.

Wyzwaniem i swoistym dziełem życia stał się dla profesora Pisarka Ośrodek Badań Prasoznawczych, placówka założona w 1956 roku i szybko zdobywająca uznanie zarówno w kraju, jak i za granicą dzięki dogłębnym i pionierskim badaniom, którym poddana została polska prasa. Szczególną rolę odegrał Walery Pisarek również w Radzie Języka Polskiego, będąc w latach 1996–2000 jej pierwszym przewodniczącym. Wśród wielu przedsięwzięć, w których Profesor wziął udział, był między innymi cykl dziesięciominutowych programów nadawany w Telewizji Polskiej w latach 70. zatytułowany Lekcja języka polskiego.

Profesor jest autorem wielu publikacji, by wspomnieć chociażby: Poznać prasę po nagłówkach (Kraków 1967), Nowa retoryka dziennikarska (2002) – za którą w 2002 roku został uhonorowany Śląskim Wawrzynem Literackim– Słowa między ludźmi (Warszawa 2004), O mediach i języku (Kraków 2007) czy Wstęp do nauki o komunikowaniu (Warszawa 2008).

*

Czym są dla Pana słowa?

Słowa są prawdziwą rzeczywistością… Słowa są ważne, bo bez nich nie bylibyśmy sobą, nie bylibyśmy ludźmi. Gdybyśmy mieli inne słowa, to najpewniej bylibyśmy kim innym; słysząc inne słowa, odmiennie odbieralibyśmy wszystkich wokół.

To, co mówię, nie jest metaforą. Wielu ludzi opisuje rzeczywistość – również tę antropologiczną – posługując się niemal w każdym zdaniu dwiema, trzema metaforami; prawie każdy wyraz jest użyty przez nich metaforycznie. A ja staram się jak najbardziej mówić w sensie pozytywistycznych zdań protokolarnych. Gdy mówię: kim innym byśmy byli, używając innych słów, to mówię to dosłownie. To nie przenośnia. Pewną przenośnią jest, kiedy mówię: „my”, a w gruncie rzeczy mam na myśli naszą świadomość, a nie ciało.

Słowo nie musi składać się z dźwięków. Zapisanym słowem może być obraz, zdjęcie, nawet tylko parę kresek… jeżeli tylko temu słowu została przypisana jakaś treść – czy to przez tego, który udostępnia innym słowo, czy to przez tego, który je odbiera.

W pewnym sensie jestem myśliwym: lubię polować na piękne powiedzenia, na powiedzenia odkrywcze. Odczuwam wtedy pełną satysfakcję. Inaczej jest z błędami, nie traktuję ich jak zwierzyny, którą potem można powiesić sobie w gabinecie nad biurkiem: oto jest piękny, ustrzelony lew. Wynotowuję je sobie czasem, tak jak inne wyrażenia czy zwroty, które szczególnie zwróciły moją uwagę. Usłyszałem niedawno w radiu: „po zimie występują ubytki w nawierzchni” – nie jest to błąd, ale przykład wzniosłego, czy może raczej medycznego określenia…

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się