Tacy duszpasterze. In memoriam
Czeremchy pachną w małym parku, w którym spoczywa głaz poświęcony pamięci Jacka Kuronia. W tym parku, na stoku zielonego pagórka ksiądz Roman Indrzejczyk odprawił mszę świętą za Jacka – na pożegnanie z nim i podziękowanie za to, kim Jacek był dla tak wielu osób. Teraz mamy żegnać księdza Romana. Jeszcze jeden kapłan z Żoliborza zginął, jak to określono w modlitwie, nagłą a niespodziewaną śmiercią, w rozbitym prezydenckim samolocie.
W kościele Dzieciątka Jezus, jego dawnej parafii, czuwanie przy trumnie. To jest małe wnętrze – raczej kaplica niż typowy „kościół”. O dość późnej godzinie wszystkie ławki wypełniają ciche, jakby skulone postacie. Ale prostują się, słuchając czytanych wprost od trumny wierszy księdza Romana, wierszy przesłań, dobrych rad na trudny czas.
Niewiele potrzeba
Tak „mało” potrzeba, by dobro ocalić…
dobry gest, czy słowo,
lub zwyczajny uśmiech
może człowiekowi nadzieję przywrócić.
Tak „ mało” potrzeba, by człowieka zniszczyć,
godność mu podeptać,
odebrać nadzieję,
nawet nieświadomie w kompleksy wprowadzić.
Jeśli jest to prawda,
czy zrobisz to „mało”…
– przejdziesz obojętnie
obok skrzywdzonego ?
– gdy widzisz smutnego,
czy się nie zatrzymasz ?
A gdy swoim słowem,
albo głupim gestem
(bez zastanowienia)
zadasz komuś ranę –
uczynisz to „mało”
żeby zło naprawić?[1]
Intencją czytania jest podziękowanie Bogu za życie i wszystkie dary od Boga przez księdza Romana.
Słuchając, jak oddychają ci ludzie, słuchając ciszy pomiędzy wierszami, zdaję sobie sprawę, że ksiądz Roman wcale nie odszedł stąd na emeryturę do prezydenckiego pałacu, raczej objął jeszcze i tamten pałac swoją troską.
Nie potrzebuję nagrań z pokładu nieszczęsnego samolotu. Wiem, jaka musiała być ostatnia myśl księdza Romana, nie wiem tylko, czy zdążył wyrazić ją gestem. To była absolucja udzielona wszystkim w obliczu śmierci, sygnał łaski: „prosto w objęcia Pana idziemy wszyscy”.
*
W sobotni ranek – dzisiejszy ranek, po którym mamy wieczór, kiedy to piszę – msza święta przed pogrzebem.
W trumnie szczątki ciała człowieka, który przez 18 lat stawał w tym miejscu codziennie i nigdy potem naprawdę go nie opuścił; pozostał blisko, choć bez proboszczowskiego urzędu.
Stoimy na zewnątrz kościoła, w cichym tłumie ludzi nauczonych skupienia. Od starszych, bardzo starych, po zupełnie młodych – przecież uczył kolejne pokolenia.
Sam ustalił, jakie ma być pożegnanie. W swoim testamencie pozwolił tylko na ceremonię liturgiczną – żadnych przemówień. Sam wybrał teksty mszalne. Więc to on, słowem Pawła Apostoła, jeszcze raz wyznał przed nami swoją wiarę w zmartwychwstanie (Rz 14,7–9.10b–12). Przez tekst ewangeliczny kazał nam wziąć poważnie pytanie Jezusa zwrócone do Marty, siostry Łazarza, i do nas: „Wierzysz w to?”.